Rombacha
- Kraj:Polen
- : Język.:polski
- : Utworzony.: 02-04-16
- : Ostatnie Logowanie.: 07-01-22
: Opis.: di.yc.dyyoyyaaa SZEŚCIOŚCIANY Kształty korzenia ciągną chłód z Ziemi. Z Ziemi. Miarę jako pełną, od zawsze, uważano nasypaną z górką i to dobrze utrzęsioną, biblijnie z czubem w górę. Gliniane konwie stoją w ziemi i ciągną chłód z dołu. Ja, piarga, usypana z ziaren w garnku ciągnę ciepło z powietrza i jednocześnie oddaję chłód w dół. Jestem parasolem i wachlarzem od cienia i jestem równowagą mocy i niezmiennie statyczną z naprężeń ziaren i osuwów spadku. Idealną baterią jestem ja, woda, w stożkowym korzeniu lub konwi. Z jednej strony jestem a góra ziaren piachu z drugiej strony. Formą tą jestem ostrą, ja, sześciościan foremny do połowy zanurzony w glebie. A ze mnie wydajność mocy jest w częściach: dwie trzecie ciepła i trzecia zimna. Nie myl mnie z ośmiościanem foremnym, który jest dwoma piramidami sklejonymi podstawami. To nie ja. Wszelkie korzenie marchwi, rzodkwi, i gliniane naczynia, kanny, i stągwie wbijane w ziemię są chłodnicami wody i uziemiaczami, antypleśniowymi, antyglonowymi, antybakteryjnymi. Sześciościan foremny jest sklejonymi podstawami dwoma czworościanami foremnymi. Moc wychodzi pod kątem prostym płaszczyzną styku czworościanów. Nie ma w nich ani kwadratu, są same trójkąty. Najlepiej gdy zanurzone do połowy w glebie. > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS172
: Data Publikacji.: 14-03-25
: Opis.: TARAS. Mam powiedzieć prawdę, czy udawać wrażliwego? El Micho zachowuje się tak, jakby walczył o moją duszę. Marija popatrzyła na Hombre. On zlizał jej myśli jednym mlaśnięciem. - Dobrze, że przyszedłeś. - Westchnęła. - Co to za głupie gadanie. - Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Gdy udaje mi się dotrzeć do spokojnego miejsca wewnątrz siebie, staję się tańcem i nieobjawiona jedność atomów wsysa mnie. Przecież jest jednością jak powierzchnia zupy z oczami. Rosół. Trop gorący. Pułapka zamyka się zmrokiem. Ktoś nie poznaje ktosia w domu opieki starczej. Pozwalasz decydować sercu a powinien decydować mózg i dlatego pozwólmy by zdecydował fiut. No i dobrze. Zawołać mi tu fiuta, może życie nie będzie takie jałowe. Klasyczna sytuacja. Jeden facet jest mózgiem, drugi pięścią, aż tu nagle pojawia się nieświadomy niczego dupek. Włóż rajtuzy, wciągnij rajtki. Kiedy schodziliśmy w dół, anioły śpiewały. Ich chóry były trzystopniowe a głosy wypełniały przestrzeń. Kiedyś ukradniesz miłosne słowo, a imię, które oznaczy, wskaże ci każdy krok jaki zrobisz, niezbędnym, i każdy twój uczynek, koniecznym. Marija jest tym słowem. Chciałbyś przestać myśleć, ale nie będzie na to czasu i zmuszonym będziesz kleić myśli do geometrii twych słów nim zmurszeją poczynione poniewczasie zaszłością znaczeń. - Wierzę w to co powiedziałeś. - Rzekła cicho. - Nie prawda, bo sam nie mogę w to uwierzyć. Siedzimy na tarasie z Mariją. Marija i ja siedzimy na tarasie przyjemnie. Taras jest zamieciony i kafle wypalone glazurą błyszczą w promieniach Słońca niebieskością i pomarańczowymi ochrami. Taras na dachu ponad domami, wysoko. Talerze stoją niechlujnie na serwecie. Jest nam dobrze. Patrzę na nią. Jemy fasolę. Duże i małe ziarna, i ziarna. El Micho pali cygaro i popija kwaśną wodę z rodzynkami i wanilią. Marija ma dobry humor. Patrzy ponad płaskie dachy miasta. Są suche i prężą się do Słońca. Dachówki leżą obok siebie bez mchu. Przymknęły oczy. Powietrze drga od gorąca. Fasolki są mokre i zimne. Marija uśmiecha się do fasolki na widelcu, a może do mnie i mówi do widelca. A gdyby zamiast fasolek jeść małe embriony? Fasolki to te embriony. Zwinięte w kłębki niewinne fasolki, czekały rozwoju. Mogły by być małpie embrionki, lub krokodyle wyjęte z jaj. Uśmiecha się do martwej fasolki i rozgryza ją ściągnąwszy z widelca wargami pełnymi szminki. Patrzę na włoski wkoło jej ust. To taki meszek a obok karmin mocnej szminki. I te regularne ruchy żucia. Nabijam jednego embriona i podnoszę do ust. Gryzę. Nie wyczuwam maleńkich, wyciągniętych w rozpaczy, rączek, bo fasola ich nie ma. Nie chrupią zaczątki kości, bo fasola ich nie wykształca. Czuję zimno oślizłej fasolki i upał nad miastem. Istota wszechmocna ponad upałem. Marija śmieje się do mnie. Czytam jej myśli. Smakują mi fasolki w taki upał. Służąca przyniosła zmrożoną wódkę. El Micho napełnił szklanki przysiadając obok nas. Z dymiącą resztką cygara w zębach wydeklamował, kładąc nacisk na niektóre słowa. - Wypijmy teraz za wszystkie słowa, które dziś nie padły, i za te, co celowo pozostały nie wypowiedziane. Za wszystkie czyny nie wypełnione, za sny nie wyjaśnione do końca, i za tych, co byli przed nami. - Na te słowa Marija drgnęła, a ja poczułem ból w skroniach. Jednocześnie pochyliliśmy się aby wziąć szklanki z tacy. El Micho do każdej wrzucił teraz robaka, który zdechł natychmiast w alkoholu, a płyn zmatowiał od wydzieliny obronnej wystrzelonej przez chrząszcza. Wódka była zimna i dobra. Wypiłem na raz pół szklanki i obserwowałem jak reszta mętnieje coraz bardziej. Marija żuła robaka. Wypiła już do dna. El Micho przypalał cygaro patrząc na mnie dziwnie. Pomyślałem o dalekiej Europie. Wziąłem cygaro, które rozpalił dla mnie El Micho. Patrzyliśmy z Mariją na życie El Micho, które rozpościerało się przed nami jak żywa księga. Sięgaliśmy do jego wspomnień, a on milczał i popatrywał na nas z dziwnym uśmieszkiem. Wiem, już, że nie mógł mi powiedzieć o Mariji nic wcześniej. Rozumiem. Jeśli embrion ma powstać, i jeśli ma zamienić się w dorosłego osobnika, to musi unikać widelca. Nie da się mu powiedzieć, jaka jest dorosła osoba. Dlatego i Marija nie rozumie za młodu, że była stara. Jak ja mam uniknąć widelca, i czy zaliczam się już do embrionów? El Micho pomyślał, że czas już na odwiedziny babki w hacjendzie. El Micho pomyślał abyśmy odwiedzili ją w hacjendzie. El Micho poczuł się zadowolony, że chcemy tam jechać razem. Palił cygaro. Nalałem trochę do szklanki Mariji. Wypiła znowu. Jej siwe włosy były ciemniejsze od mojej siwizny, cięższe ołowiem koloru i grubością . Marija posłała służącą po zwykły rum, który uwielbiała w upały. El Micho patrzył mi prosto w oczy. Wypiliśmy znowu i dużo zimnej wódki. Jakoś nie docierało do nas działanie alkoholu. To tak jakby jednoczenie się myślami z nim i z nią dawało kontrolę i siłę nad wódką. A może to był potrójny rozsądek? Tak czy siak, byłem upojony wspólnotą myśli i widzeniem świata, a raczej światów. To wszystko ich i moimi oczami. Bez oceny dobra i zła. Bez uprzedzeń i bez wstydu. Ile szaman dałby aby to osiągnąć. I choć raz zerknąć za horyzont. Mimo cienia, czułem nagrzanie kafli na posadzce. Marija zdjęła bransolety i rozpuściła włosy. Była stara i piękna. El Micho siedział skurczony w fotelu. Napawał się jej widokiem. Znała nasze myśli o niej i była szczęśliwa. Wszyscy byliśmy. Nalewaliśmy wódki i śmialiśmy się w głos. > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS171
: Data Publikacji.: 14-03-25
: Opis.: TOTL I TIAGO I CAROLINA. - Zatrzymaj go. - Nic nie ważne. - Powiedziałem byście wyjechali. - Demon Lampart. Demon Duru. Chcą cię ostrzec. Jesteś w niebezpieczeństwie. Bądź silna! Walcz z demonem. - Jest moja na zawsze. - Rzekł Tiago po cichu, bo przypomniał sobie z jakiego plemienia pochodził. Nie byli kanibalami, bo ostatniego zjedli poprzedniej wiosny, ale szanowali przodków do dziesięciu pokoleń wstecz. Ich mumie siedziały w jaskiniach czystych i suchych. Zaprowadził tam Carolinę aby się im pokłonić, i ją im pokazać. Nawiąż kontakt ze swoim wewnętrznym wczesnym stadium larwalnym a potem opowiedz o uczuciach i wreszcie podejmij decyzję. W końcu i ty możesz ośmieszyć wroga, nawet gdy ten już nie żyje. Przyszedłeś szukać odpowiedzi, lecz nie zadałeś żadnego pytania. Kim jesteś, żeby być tak butnym? Kim mienisz się przed sobą aby zakryć serce trzecią ręką. Nadzieja przywrócona zwykłym porządkiem rzeczy gnieździ się w umysłach. Gdzie twoje pytania? Kochankowie wiedzy? Misternie ubita piana twoich niedokonań i niepewnych westchnień. Sny pękają bańkami mydła. Lustrzane wypukłe twarze odbijają echa słów ostatnie razy. Gdziekolwiek spojrzysz i gdziekolwiek pójdziesz nie znajdziesz odpowiedzi bez pytań. Skończ z tym. Zatrzymaj się na chwilę. W pół kroku. Popatrz mi w oczy i zapytaj. Pohamuj gniew. Wciągnij nosem świeże powietrze. Rozejrzyj się. Czerwone zorze złości suną daleko. Twój spokój będzie jak północny wiatr. Orzeźwi rozum i napełni pustkę czekaniem. Wyciągnij do niego ramiona. Odsłoń serce. Jeśli nie zapytasz, umrzesz. Wehikuł rozpusty złączy nasze dwa światy na zawsze lub na chwilę zwaną trwaniem. Zraniłaś mnie. Uwierz mi, że bez ciebie jestem nikim. Weź mnie za chwilę na chwilę, to razem dwie chwile? Czyż zbyt wiele wymagam od ciebie? Bywają gorsze rzeczy niż to. Ale ja myślę, że nie jest tak źle. Zrań się, samookalecz. Wehikuł rozpusty już napalone ma w piecu. I ruszta jego czerwone. Drga żar szuflady. Nie kryj tego żeś sadystą. Pozbądź się maski i zmaż szminkę jednym ruchem, tak aby zabolały wargi do białości. Popatrz na mnie. Na pewno odkryjesz, to czego nie widać. Pamiętasz, gdy gwiazdka z nieba liznęła cię klejącym jęzorem? Co ty na to, ogierze? Tracę nad sobą kontrolę. To zajob. To zajob. Powiedz mi. Potrzebuję prawdziwego faceta. Nie pytaj mnie o serce, bo go nie mam. Straciłam je dla ciebie w zamian za sex. Poczuj mnie. Uderz mocno. Zapamiętaj to. Tak będzie zawsze z nami. Przez te dwie chwile. To chyba jasne. Poczuj mnie. Uderz mocno, pocałuj. Zobacz chmurę od środka i błysk zębów kochanka. Zapamiętaj to. Zapamiętaj to uczucie i gęsią skórę na udzie. Tak, jak intuicyjnie podejmujesz każdą decyzję. Tak, jak wiesz, że rzeka na wiosnę staje się żywa. Dotykasz opuszków moich palców swoimi. Gryziesz mój nadgarstek i smakujesz smak potu na skórze. Nie panujesz nad niczym. To co ważne jest tak samo bez wartości, co reszta. Gładzisz mnie po powierzchniach. Powłoki reagują. Czuję się workiem nalanym rozpełzłą energią. Patrzysz mi w oczy ale nic nie widzisz. Ból dotyka i nie przenika wcale. Ugryź jeszcze raz. Może wtedy powłoka puści radość aż do kości. Nie mów nic, bo ochrona weźmie cię za psychola. Nie wiemy dlaczego wybrał tę drogę. Poszperajmy we wspomnieniach. Zawsze szukam informacji. Dlaczego ludzie tańczą. Widzisz tego faceta tam przy drzwiach? Bycie sadystą jest jak bycie nenufarem, lilią wodna, czy czymś takim. Na słońce, ukochany, wystawia kwiat, spokojny i piękny, a w głębi toni nędzne wodorośle agresywnie zżera wszystko, fałszywie i podstępnie czerpiąc korzyść z cierpienia. Brutalność podwodnych pnączy wzbogaca piękno kwiatu. Jego czystość jest nieskazitelna. To tyle o sadyzmie. Ale i sadyzm jest tylko powłoką, skórą, czy jak jej tam, a pod nią życie w istocie. Nie koniecznie oznacza to „tak” ale na pewno , bardzo zdecydowane „być może”. > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS170
: Data Publikacji.: 14-03-25
: Opis.: j.p.dzyoaazy MANOLITO 2 - Manolito, czy jako ochroniarz, na prawdę jesteś w stanie za mnie zginąć? Uśmiechnął się całym fortepianem zębów rubasznie rozbawiony. - Nie, seniora. Nic podobnego. Ja tylko z powodu honoru ruszałem do walki na śmierć i życie, z powodu butelki piwa i byle pretekst rzucał mnie w wir awantury na noże lub strzelby. Wiem, że to głupie, seniora. Mój duch każe mi przeżyć a cel nie ma znaczenia. - Cel nie ma znaczenia? - Spytała Marija unosząc brwi. - Ani cel, ani wiara w cokolwiek. - W cokolwiek? - Dziwiła się Marija. - Nie udawaj seniora, że nie wiesz! Ty jesteś moim mrokiem. Umrę kiedy mi pozwolisz. Więc nie zadawaj, seniora, takich pytań. Wiesz, seniora, że byliśmy z Hombre na Plantacji i tam widziałem prawdę o śmierci. Wiem już, że ona nie jest ucieczką przed succubami. Wiem już, że nie ma ucieczki ani poza życie ani do śmierci, ani nawet poza nią. Chciałem najpierw się zastrzelić, ale mój duch nie pozwolił. - Co ty gadasz, Manolito?!- Dziwiła się dalej Marija. - Seniora Marija, niech się pani przyzna, że to ty jesteś tym duchem? - Nacierał na nią Manolito. - Czy ci odbiło, Manolito?! Co ty bredzisz? - Krzyknęła na niego. Manolito robił dziwne znaki kciukiem na swej twarzy.. - Potrząsnęła nim w końcu. Co ty bredzisz, Manolito? - Wołała Marija. Popatrzył w jej twarz. Wycedził wystraszony. - Marija? Czy ty widziałaś pierwszy wschód Słońca na tej Ziemi? I jesteś moim Duchem Pozwolenia? – Załkał sucho. - Czy ty pozwalasz ludziom umierać? Senora, powiedz mi! - Nie, Manolito, nie jestem. Na pewno nie jestem twoim Duchem Pozwolenia ani innym. Manolito, to nie ja! Patrzył na nią nadal, ale nie potrafił już nic powiedzieć. Usiadła na kanapie. - Tak, seniora Marija, jestem skłonny oddać życie za ciebie. Wyobrażę sobie, że jesteś puszką piwa. Uśmiechnęła się. Wyobraziła sobie, że ma szpony zamiast paznokci. Wyobraziła sobie, że jest mrokiem Manolita i daje mu pozwolenie. A może powinna mu je dać? > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS169
: Data Publikacji.: 14-03-25