Rombacha
- Kraj:Polen
- : Język.:polski
- : Utworzony.: 02-04-16
- : Ostatnie Logowanie.: 07-01-22
Jestem se Rombacha, śmieję się hahaha!
: Opis.: SOCJOBYTY I INEXPRIMABLE - Apage satanas powiedz albo lepiej. Pomnij na glinę, która twoją matką. O słodka Isztar, kochanko mojego ciała ! - Gdy z miasta Bero włóczyłem sandały oblepione mułem zaschniętym na łydkach, na obdartych kostkach i piętach popękanych. Płuca wypalone popiołem szarym, kaszlące Twoje imię,, - Isztar! Oliwa wyschła na moim grzbiecie, peruka i broda paliły mi czaszkę. Kciuki moje złamane, niegodne oręża. Spuchnięte łokcie śmierdzą miedzianym potem trących bransolet. I niosę smutek na glinianej drodze bez wody, zielonego cienia. Co teraz robią ludzie? Rozwijają się w jednej przypadkowo nadarzającej się dziedzinie. Po osiągnięciu pewnego wieku osobniczego i przejściu już wg Heckla rozwoju gatunkowego oraz poza Hecklem kulturowego swej grupy – stają na pewnym etapie np średniowiecznego człowieka a może i renesansu pomieszanego z Mahatmą Gandi. Wtedy zaczynają się głównie rozwijać w szerz. Znowu stają się dżdżownicą-sekutnicą lub altruistą-flecistą. Pod innymi kątami rozpatrują socjalne i biologiczne środowisko. Jest to socjobyt równoległy . Wtedy jednak nie dzieje się to pojedynczo lecz wielotorowo . Całą szerokością i coraz szerzej. Warstwy druga i następne nie są, to ważne, przyrównywane wynikami do pierwotnej osobowości. Ani z nią komunikowane. Istnieją równolegle i niezawiśle, a kontakty i wnioski są nie możliwe, gdyż socjobyty te znajdują się na różnych stadiach czy szczeblach rozwoju. Tak jak ptak porozumiewa się z dżdżownicą, tak możliwy jest dialog ślepego nielota z sokołem. Pomiędzy socjobytami pojawiają się czynniki hamujące jedne byty a przyspieszające rozwój innych bytów tego samego człowieka. Hamującym czynnikiem jest Wiedza o Śmierci. Przyspiesza ona zakańczanie etapów lub i zakończenie całego socjobytu, bo człowiek chce się określić jako byt, zanim umrze. Czy każdy socjobyt jest rozszczepieniem jaźni? Tak, ale oficjalnie wyłapywalne są tylko te społecznie przeszkadzające i szkodliwe dla zewnętrza. Hamującym czynnikiem jest też moda. Raz mówi się o asteroidzie lecącym spłaszczyć Ziemię , ale szybko zapomina się widząc Mirandę w bikini, lub nowy typ emulgatorów grożących grubasom. Wbrew pozorom mózgi ludzkie nie są bełkotem. One sortują i nie chcą pamiętać zbyt szlachetnych i zbyt wstrząsających przemyśleń. Wytwarzając równoległe socjobyty można pamiętać wszystko bezstressowo. Można bytować (ale nie być) jako seryjny morderca, Zorro, Elvis, druch Bobuch, anioł nr 44, panienka z okienka, Konrad Walenrod z Alpucharą, głuchy Beethoven z jednym okiem, Rej z dwoma oczami, Indus z trzema oczami, Rej z ryjem itd... Wykształcanie równoległych socjobytów jest rozluźnieniem form moralnych . Za Chińczykami: gdzie znika etyka zastępuje ją etykieta, a dziś nawet etykietki zastępują kody EAN. paskowe. Tylko niektóre ludzkie umysły stają się kameleonami swych socjobytów. Umieją żonglować wiedzami i dorobkami swych rozwojów równoległych. lNgMf1eO8Dw 67rS3l_3sGU : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS044
: Data Publikacji.: 08-03-25
: Opis.: WALIZKA BALSA. Obudziłem się w środku nocy. Hotel był ten sam. Marija siedziała na łóżku. Zmieniała mi okłady wymieniając suchy i ciepły za zimny i mokry. - Spałeś dwa dni. Gorączka ustępuje powoli. - Rzekła. - A cóż ja na sobie mam!? Jakieś koronki? Co to!? - To mojej matki, koszula do chorowania. Nie bój się. To koszula do chorowania i zdrowienia. Będziesz zdrowy i to szybko. - Wykręciła kolejny kompres do miseczki i położyła mi na czoło. Siedziała całą noc a ja widziałem jej myśli i jakieś pieśni skierowane wprost do mnie. Uspokoiły one moją duszę i w końcu zasnąłem. Wiedziałem, że jest tuż obok. Szczeniara z niej indiańska. Kiedy pierwszy raz położyła mnie mama do osobnego łóżeczka darłem się w niebogłosy ! Wołałem ją, bo chciało mi się siusiu. Potem było mi za gorąco i wołałem ją dalej ale nie przychodziła. Jak to? Ja chciałem aby podeszła tylko na chwilę i aby mi powiedziała i wytłumaczyła, dlaczego tak nagle mam tu spać sam! Ale ona nie przyszła chociaż siedziała w drugim pokoju! Jak to ?! Dziś po latach nadal pamiętam żywo tamtą noc. Bezsilność zaschniętych łez i wściekłość. Koszula w koronki pomogła i rano byłem jak nowy. Marija krzątała się przy walizkach, które hotelowi znosili do auta. Zajrzałem pod łóżko. „Ta” walizka była na swoim miejscu. Marija w jeansach i jakichś klapkach na wysokim obcasie rozdawała napiwki przy drzwiach, gdy stanął w nich Rico. - Jak tam z tobą, Hombre?! - Zawołał od progu. Pozdrowiłem go podniesiona ręką i machnąłem aby wszedł dalej. - Co się dzieje? Ani słychu ani widu? Gdzie przepadłeś z tą swoją Mariją? - Bawił się swoim sygnetem „studenckim” obracając go na palcu. - Cynamon przekazał dla nas przesyłkę. Jest pod łóżkiem. - Powiedziałem lakonicznie. Nalałem sobie kawy i spojrzeniem spytałem Rica, czy też chce. Napełniłem drugą filiżankę. Rico wyciągał walizkę spod łóżka. Odgryzłem kawałek rogalika. Otworzył wieko. Wnętrze walizki wyłożone było grubą warstwą drewna balsa. W środku leżały dwie ludzkie głowy o posklejanych włosach. - Od Eduardo dla Tiago. - Powiedziałem popijając kawą. Rico patrzał chwilę na głowy. Z szacunkiem włożył pomiędzy nie jedną z deseczek balsa. - Wiesz...., Hombre...., aby nie obijały się o siebie. - Powiedział powoli. Wyczułem lekkie drżenie w jego głosie i obawiałem się jakiegoś świństwa z jego strony, które pozwoli mu się rozpłakać. Nie świństwa w stosunku do mnie, czy Mariji, ale do kogoś obcego, innego, z otoczenia. Nie potrzebna nam była teraz żadna granda ani awantura. Rico poprawił spinki u mankietów koszuli. Zamknął walizkę. Ujął ją za rączkę. - Ja, ją, wezmę. - Powiedziałem. Rico patrzył na mnie dziwnie, jakby chciał coś powiedzieć. - No co jest, Rico? - Zagadnąłem. - Jedziemy? - Zapytał nagle innym głosem. Pierwszy raz w życiu uświadomiłem sobie, że walizki mają rączkę. Ta miała w dodatku dwie głowy. Weszła Marija i zabrała z wazonika jeden kwiatek, który upięła do swoich wspaniałych czarnych włosów. Wyszczerzyła do nas najpiękniejszy ze swoich dziewczyńskich uśmiechów i zeszliśmy po schodach do auta. Rico wciąż obserwował walizkę, co nie uszło mojej uwadze. Jechaliśmy przez piękne ocienione palmami ulice i prawie już zapomniałem o koronkowej dziwnej koszuli, w której obudziłem się rano. Marija śpiewała coś razem z radiem a Rico stał się małomówny, jakby bał się, że pęd powietrza napędzi mu do ust robaczka, którego połknie żywcem. U El Micha na tarasie rumieniły się szaszłyki i parowały zimnem zmrożone truskawki, które kazał przygotować specjalnie dla mnie. Tierra elana. I mało tlenu. Jedno płuco nie wystarczy. Alpaqui, Lamy, Wigunie! Zardzewiałe truchła samochodów. - A! Hombre! - Wołał z daleka Tiago. - Rico! Marija! Jesteście wreszcie! - Tiago uściskał nas na powitanie ze swoim szerokim uśmiechem. Dobrze było być wreszcie wśród swoich. Trasa udała się znakomicie, a i Eduardo okazał się niespodzianką . Właściwie, to dopiero miało się okazać jaką niespodziankę nam zgotował. Ale wtedy nie wiedzieliśmy o tym jeszcze. Postawiłem walizkę na stoliku. Powiedziałem. - Tiago, masz paczkę od Eduardo! - Tiago wyszczerzył kły. - Pokaż, co to. - Rzekł. Odwróciłem walizkę w jego stronę, a on bezceremonialnie i szybko ją otworzył. Zobaczył głowy i zamarł w bezruchu. Powoli podniósł wzrok i zatrzymał go na Ricu, który spocony, wściekły i bezsilny zarazem stał na wprost niego. Tiago zamknął walizkę. Patrzyli na siebie długo. EL Micho podszedł i otworzył szeroko walizkę. Zobaczyłem wtedy dokładnie. W walizce leżały dwie głowy synów Rica oddzielone deseczką drewna balsa. ckFQairoS7g l2_en2VvYqQ > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS043
: Data Publikacji.: 08-03-25
: Opis.: MILONGA - To bajkowa wersja. - Powiedziałem do Mariji. - To wredna wersja milongi. - Odrzekła. - Kiedy poplątały im się nogi na zakurzonej podłodze i kiedy jeszcze lwy salonowe nie znały tego tanga. - Zgasiła cygaro zbyt duże w jej małej dłoni i wypuszczając dym mówiła dalej. Cedziła każde słowo z osobna a mnie przechodziły ciarki. - Najpierw była namiętność, a wcześniej pożądanie. Dawno temu. On był mężczyzną. – Zamyśliła się, a może to dym dostał jej się do oczu. Jej ręka trzymała mnie mocno za ramię. - A potem dopiero namiętność i brak tchu. Jak zwykle, zaczęły się podejrzenia i zazdrość. Nieufność wszczepiła w serce swój kwiat, a gorączka otumaniła jego duszę. Jej oczy patrzą w bok. - Zaczęła się śmiać, trochę sztucznie, przerażająco głośno odchylając głowę do tyłu.- Musiało chyba tak się z nimi stać. A milonga to nóż. - Po chwili dodała. Uspokojona już całkiem. - Tam gdzie miłość ma cenę, nie ma miłości. Gdzie zjawia się podejrzenie, wymówki schodzą na drugi plan. Brak zaufania, nie ma miłości. - Przechyliła się ku mnie i szepnęła. - Popatrz na tamtą parę. Jej upięte z tyłu grube kędziory wybłyszczone czarną męską pomadą i zagarnięte w cieniutkiej złotej siateczce dowodziły zdrady. - Będę cię kochać po kres. - Rzekłem szybko i pocałowałem ją w szyję. A ona na to. - Patrz na nich. Jego oczy spojrzeniem na jej twarzy. Czemu serce krwawi? Tych uczuć nie da się zdławić. Jej wargi na jego ustach. Jej szepty na śmierć. Oszalał z zazdrości. Jej szal siny jak jej szyja potem. - Marija. - Przerwałem jej. Nasze myśli spotkały się w pół drogi. Wydzielała wielką tkliwość. Jej czułość do mnie promieniowała gorącem. - I wierz mi, nie kłamię, gdy mówię , kocham cię. Ja umieram. Ty też. Wierzyłam w zranionego ptaka, co ufał memu sercu, aż do świtu. Ołowianą nogą zegar dogonił bicia serc. By pękły jak zwykłe worki z mięsa. I, by wysypał się z nich puder. Milonga trwa do dzisiaj w mężczyznach tylko prawdziwych. W kobietach, gdy są zranionym kotem, któremu wyrwano z gardła krzyk. - Popatrzyła na mnie poważnie. A ja mimochodem odparłem. - Ale pozostawiono pazury. Marija ciągnęła dalej. - Milonga nie ma rozumu tylko logikę i sex. One pływają na dnie szklanki rumu, którym upija się śledź. Okazał się papugą, a puder tanim kolonialnym produktem. Za późno na rozejm. Liczy uderzenia serca a przyjaciół na palcach. No tak, to działanie nazywa się odejmowaniem. Nabrała oddechu a ja ironicznie dokończyłem myśl. - No wiesz, rumieńce na policzkach trupa były namalowane. Młode cycuszki w staniku sztuczne. Podobnie jak i pieprzyk na ramieniu i przy oku. Chodź, zatańczymy w końcu. Marija wygięła się wpół a jej śliskie od potu ramiona podnosiły i opadały wraz z oddechem. Zaszurałem obcasem, maznąłem parkiet. Dwa razy w tył i raz w przód. Przyciągnąłem ją do siebie i w półobrocie odepchnąłem na długość trzymających się rąk. Patrzyła na mnie gniewnie i skoczyła w druga stronę. Staliśmy wyprostowani jak struny. Dumni. Niezależni. Nasze nogi robiły milongę podnosząc i zginając się w kolanach. Powoli stawiałem stopę by na końcu stuknąć raptem o podłogę. Robiła to samo i rytm muzyki był tu już zbędny. Tańczyliśmy a ona była zła. Na prawdę zła i na prawdę zazdrosna. Umiała milongę zanim jeszcze się urodziłem? Szeptała jej pierwsze słowa, te z dawien dawna śpiewane w operze w czasie jej premiery. Miała teraz znowu szesnaście lat i była wichrem i echem wśród wszystkich tu żywych ludzi. Tańczymy i umieramy. Wróciliśmy do stolika . Pijemy szampana i umieramy. A ćpun częstuje nas czekoladkami, gdy umieramy tak sobie pomalutku. - Piguła jestem. - Mówi po chwili ćpun. - Dzwoń budziku! To on i jego faja. W faji rozmarzone dymy. Zły człowiek, miał fazę. Wciągnął kreseczkę i podrapał gonady. Chyba lubił czekoladki, bo nie jadł nic innego. To dopiero naiwny dekadentyzm i rozpadówa. Zamyśliłem się teraz ja. Marija piła z Pigułą alkohole ponure i mętne. Sala tańczyła milongę, tysiące koników polnych i ciem szeleściło całą noc. Miałem koszmarne sny, i widywałem w nich siebie jako kapelusznika przycinającego nożycami tapety w tulipany. Ale wszystkie koszmary się kiedyś kończą , nawet te najbardziej kolorowe i zastępuje je szara szarość zdziwaczenia żony pawia chorej na węzły chłonne, podskubującej zachłannie koronę męża, i gdakającej małymi perliczymi łzami do tokujących na lotnisku dżetów. Nil sapientiae acunime nimio. Nie dojdziemy do syntezy aby zdobyć wiedzę, bo nauka jest robaczkami zjadanymi kolejno, a nie mgłą gotową cię pochłonąć, gdyś jej spragniony. Kapelusznik kłania się raz. Zdejmuje z głowy kapelusz ale jak tylko go uchyla widzisz pod nim następny. A on trzecia ręką podnosi następny kapelusz a tam jeszcze jeden i pod nim mieści się następny. Wszystkie w kolorach szaroburych i zielonkawych, poszarzałych i skisłych. Wszystkie z filcu. A kłanianiu się nie ma końca. Chodnik zbyt wąski by go wyminąć. A ukłonione kapelusze znikają cudownie dotknąwszy płyt trotuaru. Spadam. Spadam z chodnika i lecę w dół w czerń świecącą szarością i niczym. Wiem, że tam jest nic i się pocę. Mam dopiero siedem lat a wypchany sianem misiek, z którym sypiam, jest na szczęście większy ode mnie i zasłania mnie przed ciemnością jak mur na moim łóżeczku. Strach zjada mnie szybko. Kołdra nie wystarcza dla nas obu. Wtulony i zlany potem czekam śmierci. Lecę w dół i wiem, że śnię. Ale może to tak śmierć połyka chłopców? Ile to już nocy i ciągle budziłem się wystraszony do nieprzytomności myśli , nie wiedząc, gdzie jestem i nie rozumiejąc, dlaczego jest noc. Nie pamiętałem nawet mebli w pokoju, ani ile jest jeszcze innych pokoi. Postanowiłem dolecieć do końca studni i przemóc strach cokolwiek by się zdarzyło. Przez sen ścisnąłem miśka obiema rękami. Przytuliłem się do niego cały. Spadaliśmy. Raz wolniej to znowu szybciej. Wszystko stało się błyskawicznie. Chmury rozpierzchły się na boki tej czarnej studni a ja spadłem na wielkie liście palm na jakiejś wysepce na morzach ciepłych i dalekich . Wyspa była pięć metrów długa i przypominała kupę piachu z trzema palmami w środku. Poczułem świeży wiatr i ciepło słońca. Kolory były hiper wyraźne i słyszałem wszystkie nadmorskie dźwięki . Szum fal, wiatr , krzyki ptaków, szelest palm, zgrzyt piasku. Obudziłem się bezpieczny . Świtało. W pokoju było zimno. Leżałem zadowolony i patrzyłem na zarys sylwetki mojego obrońcy, miśka. Nie poruszył się jednak wcale. Został we śnie, na wyspie, a ja chciałem mu podziękować. Potem już nigdy nie miałem koszmarów, ani tego z kapelusznikiem, ani innych. Następnego dnia pożegnaliśmy Operę, kawiarnię i milongę tudzież Pigułę, i pojechaliśmy na spotkanie do innego miasta. Do hotelu wjechaliśmy późną nocą i padliśmy na łóżko nastawiając klimatyzację na maximum. wVoqd1kKY7k OW1ap0wziUI Miałem koszmarne sny, i widywałem w nich siebie jako kapelusznika przycinającego nożycami tapety w tulipany. Y79ZyIyTLqU ZbFss_KLuxA > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS042
: Data Publikacji.: 08-03-25
: Opis.: MASA BEZWŁADNA I MASA GRAWITACYJNA Siła zbyt mała aby zmienić wszystkie punkty całego ciała i zniszczyć stan jego bezwładności nadając mu nową prędkość /kierunek/ siłę/ moc, działa tylko na niektóre punkty (obszary) ciała masy i jest zaadoptowana i zużyta na rozejście sprężyste w masie, lub NADAJE MASIE KIERUNEK OBROTOWY WOKÓŁ ŚRODKA CIĘŻKOŚCI (BEZWŁADNOŚCI ) I TYLKO. Siła większa (zdolna zburzyć)... Ds.d.dzzzaa CZY STARA SEKUNDA MA WIĘCEJ ZAMRSZCZEK NIŻ OBECNA? UPŁYW CZASU (CZAS) JEST MIERZALNY TYLKO WTEDY GDY COŚ MOŻNA OSIĄGNĄĆ NA PRZYNAJMNIEJ DWA SPOSOBY, LUB MOŻNA DOWIEŚĆ , ŻE NIE DA SIĘ TEGO „COSIA ” DANEGO OSIĄGNĄĆ. Może być więc określony czas mierzalny również dla zdarzeń niepowtarzających się. (Jz.c.dzaiaaa. To znaczy, że nie jest potrzebny nam zegarek, którego wskazówki kręcą się w kółko, powtarzalnie mijając te same pozycje na cyferblacie! Może nawet każda następna cyfra mieć inną nazwę a cyfr nie musi być dziewięć i zero. Powtarzalność pór roku nie jest konieczna do mierzenia czasu, ANI JEDNOSTKA CZASU też nie. Mierzymy upływ czasu mierząc zmianę struktury, a nie ilość jednostek czasu. NIE UMIEMY PORÓWNAĆ SEKUNDY OBECNEJ Z SEKUNDĄ SPRZED NASZEJ ERY. ZAKŁADAMY TYLKO, ŻE SĄ RÓWNE. Nie wiemy czy sekunda owa ma więcej zmarszczek niż obecna, nie umiemy powiedzieć, czy przypadkiem cała struktura naszego kosmosu nie byla wtedy pod wpływem wielkiego przyspieszenia bocznego prostopadłego, czy może ściskało coś nasz świat w dołku, zakrzywiając wszystkie sekundy i gdzieniegdzie wydłużając a gdzie indziej skracając centymetry na naszych linijkach z kamienia łupanego. Założenie, że sekundy są równe jest konieczne do opisu świata fizyki i wygodne dla rachunków. Czas i jego upływ nie są. Można mierzyć czas mierząc ruch struktury podstawowej, porównując ruch przejścia kłębków na głębokość , lub wystarczy samo porównanie płytkości obszaru poza kłębkami z głębokością kłębka ). Jeśli więc OPÓŹNIENIE CZASOWE w pewnym obszarze zawiruje się już w kłębek masy STAJE SIĘ wyraźna różnica pomiędzy głębokością tego „niewielkiego” kłębka i płytkością obszaru wokół kłębka. Strzałki zdarzające się poza kłębkami mają między swoimi punktami skrzyżowań mniejsze opóźnienie czasowe niż wewnątrz kłębków. Apage satanas powiedz albo lepiej. Pomnij na glinę, która twoją matką. O słodka Isztar, kochanko mojego ciała ! To mówią wargi Bero wyschłe tęsknotą do ciebie. p.c.dzzzaaa Dlaczego STRZAŁKI zderzające się poza kłębkami mają między swoimi skrzyżowaniami MNIEJSZE opóźnienie czasowe niż wewnątrz kłębków? GDYŻ słowo opisowe = „MNIEJSZE OPÓŹNIENIE” wyraża to, co obserwator zewnętrzny widzi porównując dwa takie obszary : „kłębek” i „poza kłębkiem” np.: strzałka przechodząca nad kłębkiem lub zespół strzałek nad kłębkiem zrzutowany prostopadle na kłębek MA mniej skrzyżowań. xDrY4VE2c2s 1lmkzXmvGP0 > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS041
: Data Publikacji.: 07-03-25
© Web Powered by Open Classifieds 2009 - 2025