Nadmi
- Kraj:Polska
- : Język.:deutsch
- : Utworzony.: 06-10-15
- : Ostatnie Logowanie.: 04-08-25
: Opis.: Co najmniej sto tysięcy Serbów protestowało w Belgradzie przeciwko polityce obecnych władz. Według serbskich mediów tamtejsze służby bezpieczeństwa użyły wobec nich broni sonicznej, czyli dźwiękowej. Doniesienia medialne: Osoby odpowiedzialne za serbskie służby specjalne nie skomentowały na razie doniesień serbskich mediów. Wydaje się jednak, że do użycia takiej broni rzeczywiście doszło w czasie piętnastominutowej ciszy w hołdzie piętnastu ofiarom katastrofy budowlanej w Nowym Sadzie sprzed kilku miesięcy. Taką tezę potwierdzają filmy, które znaleźć można w internecie. Pod koniec hołdu dla ofiar, na jednej z ulic w ułamku sekundy wybucha panika i kilkutysięczny tłum rozbiegł się chaotycznie w wielu kierunkach. 20250315 AD. Protesty w Belgradzie Protesty w Belgradzie © Fot. REUTERS/Mitar Mitrovic Czym jest broń soniczna: Działa ona poprzez skierowanie fal dźwiękowych o bardzo wysokim natężeniu. Wywołują one nieprzyjemne reakcje, dezorientację, a nawet ból głowy i nudności. Według tutejszych mediów, serbskie służby specjalne posiadają taką broń. Protest w Serbii pod krytyką obserwatorów praw człowieka: Sobotnia demonstracja zgromadziła rekordową liczbę uczestników. Tłumy przemaszerowały przez Belgrad, jednak podczas wiecu doszło do zaostrzenia sytuacji. Siły porządkowe, według relacji świadków, zastosowały przeciw protestującym armatę dźwiękową LRAD. Jak donosi portal „Visegrad 24”, podczas 15-minutowej ciszy, miało dojść do użycia przez służby urządzenia emitującego dźwięk o natężeniu aż do 160 decybeli. Na jednym z nagrań, które pojawiło się w sieci widać, jak demonstranci rozbiegają się po działaniu tego urządzenia.
: Data Publikacji.: 18-07-25
: Opis.: "Czy chcą tylnymi drzwiami wprowadzić cyfrowe euro?" – pyta w sieci Mateusz Morawiecki. 20250315 AD. Polityk PiS przypomina wypowiedź szefowej Europejskiego Banku Centralnego. – Październik 2025 to termin, do którego się przygotowujemy. Liczymy, że wszystkie strony zainteresowane współpracą będą gotowe, aby cyfrowe euro stało się rzeczywistością – powiedziała Christine Lagarde. "Oznacza to, że przygotowania do wprowadzenia europejskiego CBDC idą pełną parą. Sama waluta ma działać zarówno na poziomie detalicznym, jak i hurtowym" – zauważa były premier. "Czym jest CBDC? To cyfrowa waluta banku centralnego. Od tradycyjnych walut odróżnia ją to, że w ramach jej emisji może być zastosowana nowa technologia płatności – np. blockchain. Od kryptowalut CBDC odróżnia to, że nie ma ona być emitowana przez podmioty prywatne, ale jedynie przez banki centralne. Jakie jest stanowisko polskiego rządu? Nie wiadomo. Prace trwają ponad naszymi głowami, a Polacy, zamiast od polskich władz, dowiadują się o nowych biurokratycznych rozwiązaniach z wypowiedzi zagranicznych polityków. W Strefie Euro proces tworzenia cyfrowego euro przyspiesza – dostępny jest już projekt rozporządzenia na ten temat. Projekt wkracza w fazę testów – ostateczną decyzję ma podjąć Rada Zarządzająca EBC" – wyjaśnia Morawiecki. "Chiński antyprzykład" Daje polityk PiS tłumaczy, dlaczego rozwiązanie to budzi dużo kontrowersji. "Jego przeciwnicy obawiają się o prywatność, ograniczenia wolności, a nawet możliwość inwigilacji. Cyfrowa waluta to wgląd banków centralnych i potencjalnie rządów do naszych wydatków, zachowań i preferencji. Do tego dochodzi kwestia cyberbezpieczeństwa. Ponadto niektórzy eksperci wskazują, że będzie to pierwszy pieniądz, który może zmieniać swą wartość w czasie nie tylko z uwagi na inflację, ale także ze względu na jego 'termin ważności', w którym poszczególne jego siły nabywcze będą zmierzały do zera, niejako wymuszając jego wykorzystanie" – wskazuje. "Jak w rzeczywistości mogą wyglądać te zagrożenia najlepiej pokazuje przykład Chin. Rząd chiński wprowadził juana elektronicznego, którego zużycie związane jest z pewnymi preferencjami społecznymi. Jeżeli ocena społeczna obywatela chińskiego mówi, że naruszył preferencje rządu, to dostęp do zasobów waluty cyfrowej może być ograniczany a nawet zniwelowany. Temat kryptowalut wzbudza ożywioną dyskusję. Należy z bardzo dużą ostrożnością podchodzić do wszystkich odgórnych i centralnych prób wprowadzenia cyfrowej waluty banków centralnych. Każdy obywatel powinien mieć swobodę wyboru pomiędzy gotówką o elektronicznym pieniądzem" – opisuje były premier. Przypomina, że NBP wypowiedział się już w 2021 roku w negatywny sposób co do możliwości wprowadzenia CBDC w Polsce. bank centralny argumentuje, że technologia ta jest jeszcze 'niedojrzała' oraz brakuje odpowiednich ram prawnych. "Należy to stanowisko podtrzymywać i aktywnie zgłaszać na forum europejskim" – podsumował Mateusz Morawiecki.
: Data Publikacji.: 17-07-25
: Opis.: F-35 - zdjęcie poglądowe F-35 - zdjęcie poglądowe © Licencjodawca, Airman 1st Class Elizabeth Schou Co jakiś czas niczym bumerang wraca wątek "kodów źródłowych", które producenci mają w różnej formie instalować w swoich systemach uzbrojenia, a kraje-właściciele traktować je jako środek nacisku na nabywców. Ostatnio temat wrócił pod nową nazwą: kill switch (wyłącznik awaryjny). Miało to związek ze zmienną sytuacją polityczną: nowa administracja USA zaczęła grozić m.in. Kanadzie, Meksykowi czy Unii Europejskiej sankcjami, tymczasowo odcięła Ukrainę od pomocy wojskowej. W związku z tym eksperci w wielu państwach zaczęli się zastanawiać nad zasadnością zakupów amerykańskiej broni: jeżeli USA nie są 100-procentowo pewnym partnerem, to czy nie należy szukać alternatywy? W Niemczech np. po raz kolejny pojawiła się krytyka zakupu samolotów bojowych F-35 (Niemcy kupiły w 2022 r. 35 maszyn za 8,3 mld dolarów), w Polsce zaś w jednym z wywiadów były wicepremier i szef MON Mariusz Błaszczak wywołał dyskusję o tym, czy Amerykanie nie "wyłączą" nam HIMARS-ów. Wszystko to wiąże się z tzw. kodami źródłowymi do broni. Czym są kody źródłowe? Same słynne "kody źródłowe" to nic innego jak tekstowy zapis zawartości oprogramowania. Na jego podstawie komputer – np. systemu misji czy systemu kierowania ogniem – wypracowuje kod wynikowy, a więc zestaw dostępnych komend. To samo zresztą tyczy się smartfona, pralki czy nowoczesnego samochodu. W przypadku systemów uzbrojenia pozwala np. na zarządzanie systemami uzbrojenia, ma więc kod źródłowy krytyczne znaczenie tak dla producenta, jak dla użytkownika. W kodzie źródłowym zapisane są informacje np. o tym, że pod F-16 czy F-35 podwiesimy bomby i rakiety produkcji np. amerykańskiej, ale gdyby zaprojektować ich odpowiedniki w Polsce, to bez uzyskania zgody producenta samolotu nie zaopatrzymy go w rodzime systemy uzbrojenia, chyba, że – jak Turcy – ominiemy je wielkim wysiłkiem. Oczywiście identycznie sytuacja wygląda z samolotami (i nie tylko) produkcji francuskiej, włoskiej, europejskiej itd. Sam kod źródłowy nie umożliwia więc, jeśli zaszłaby taka potrzeba, wyłączenia systemu używanego przez krnąbrnego użytkownika. Czy istnieją inne opcje? "Odłączyć" F-35 Jak wspomniałem wyżej, m.in. w Niemczech pojawiła się dyskusja na temat tego, czy zakup F-35 (i broni amerykańskiej w ogóle) jest bezpieczny, czy Waszyngton, jeśli uzna Niemcy lub Unię Europejską za konkurenta, nie wyłączy ich w jakiś sposób. Oczywiście żadnego oficjalnego potwierdzenia nie znajdziemy. Ppłk Łukasz Treder z Zespołu ds. wdrożenia na wyposażenie SZ RP samolotu F-35 skomentował w rozmowie z WP, że "należy postawić sobie pytanie, czy administrator bardzo złożonego systemu informatycznego byłby w stanie zaszyć w nim jakieś skoki/instrukcje warunkowe (w niskopoziomowym języku programowania), które mogłyby później być aktywowane na poziomie działania oprogramowania samolotu". Jest to odpowiedź może nieco enigmatyczna, ale naprowadzająca nas na istotę problemu: póki nie otrzymamy potwierdzenia w postaci uziemionej z nieznanych przyczyn floty jednego z użytkowników F-35 (ale też Rafale, systemów artyleryjskich pokroju HIMARS-a, przeciwlotniczych Patriotów lub IRIS-ów – przecież nie dotyczy to tylko samolotów i tylko amerykańskich), póty nie będziemy mieć pewności. Faktem jest, że podobne rozwiązania są znane całkiem jawnie i to z mniej newralgicznego rynku cywilnego. Np. w 2023 r. wybuchła afera związana z firmą Newag, która zdalnie unieruchamiała pociągi swojej produkcji, jeżeli ich właściciel serwisował je w innej firmie. Podobne przypadki występują na rynku motoryzacyjnym. Znane są też niejasne doniesienia o tym jak amerykańskie pociski przeciwlotnicze SM-2 z niemieckiej fregaty Hessen miały "przypadkiem" ominąć amerykański dron MQ-9 Reaper, który Niemcy omyłkowo ostrzelali. Z drugiej strony, urzędnicy z Belgii i Szwajcarii oficjalnie zaprzeczają istnieniu fizycznego "wyłącznika". Doniesienia zdementował też producent samolotu, Lockheed Martin. Wydaje się więc, że odpowiedź powinna brzmieć: nie wiemy, ale jeżeli producent uzna za stosowne wprowadzenie ograniczeń, to to zrobi. Nie musi to być zresztą od razu dosłowne wyłączenie samolotu czy pocisku. Jak trafić bez GPS? Jedną z opcji pośrednich może być odcięcie abonenta od sygnału GPS. Systemów nawigacji satelitarnej jest zaledwie kilka, a najpopularniejszy jest amerykański GPS. Stosuje się go w nawigacji, jak również w naprowadzaniu uzbrojenia precyzyjnego. Ppłk Treder wskazuje jednak, że "nie należy zapominać, iż podstawową jego formą jest odporna na zakłócenia nawigacja inercyjna, gdzie mierzy się przyśpieszenia i prędkości kątowe, aby określić orientację i położenie obiektu". Dodał, że "GPS zawęża nam błąd pomiaru i zagłuszanie jego sygnału bądź ataki typu spoofing mogą wpłynąć na precyzyjne uderzenia środków przenoszenia, dlatego też na samolotach instalowane są odbiorniki antyzakłóceniowe, np. firmy Collins Aerospace na samolocie F-35". Różne firmy starają się też ominąć GPS, opracowując precyzyjne systemy nawigacji niezależne od niego. Poza tym Ppłk Treder zapewnia: "proszę mi wierzyć, że piloci są w stanie bezpiecznie wrócić do domu bez GPS-a". Problemem mogłoby być naprowadzanie pocisków, które bez GPS stawałyby się warte w walce tyle samo, co niekierowane odpowiedniki - z tym, że byłyby dużo droższe. Inne opcje Rzeczywiście jednak producenci zachowują pewną kontrolę nad swoimi wyrobami. Pozostając przy F-35, według komórki wsparcia programu F-35, zagraniczni operatorzy "nie mają prawa prowadzić niezależnych operacji testowych poza kontynentalnym terytorium USA zgodnie z polityką USA" oraz "zasady bezpieczeństwa rządu USA wymagają, aby obywatele USA wykonywali określone funkcje w celu ochrony krytycznych rozwiązań". Oznacza to ścisłą kontrolę USA nad zaawansowanymi rozwiązaniami stosowanymi w F-35 (wyjątkiem jest tylko Izrael, który może eksploatować swoje F-35I niezależnie). Nie jest to jednak żaden "wyłącznik", a jedynie "wentyl bezpieczeństwa" na wypadek, gdyby ktoś postanowił np. zintegrować F-35 z niepożądanymi systemami. Kolejną możliwością jest archiwum danych misji (Mission Data File). Umożliwia ono realizację kluczowych funkcji, jak wyznaczanie tras lotów przy ograniczonej wykrywalności, zarządzanie komunikacją czy niektórymi aspektami zadań. Bez aktualizacji MDF skuteczność bojowa F-35 szybko by spadła. Prawdziwym środkiem nacisku jest coś bardziej prozaicznego niż domniemana możliwość odłączenia wybranej części floty F-35 (lub innego systemu uzbrojenia) za pomocą "czerwonego guzika". W gruncie rzeczy wystarczy odciąć flotę od wsparcia serwisowego. Współczesne środki bojowe są bardzo skomplikowane: każdy czołg, działo samobieżne, dron, okręt, samolot, to bardzo wiele skomplikowanych i nierzadko sterowanych elektronicznie podzespołów o określonej trwałości. Producent zwykle w dużej mierze (choć rzadko w pełni) kontroluje aspekty związane z zarządzaniem eksploatacją systemu. W przypadku USA niektóre z podzespołów dostarczanych przez ich firmy muszą być serwisowane tylko i wyłącznie we wskazanych zakładach, a wiedza odnośnie serwisu nie jest przekazywana poza ich mury. Innymi słowy, odcięcie użytkownika importowanego systemu uzbrojenia od wsparcia serwisowego najpóźniej w ciągu kilku miesięcy znacząco ograniczyłoby sprawność posiadanej floty maszyn. Oczywiście kanibalizacja czy zdobywanie części zamiennych pokątnymi metodami przedłużyłoby życie części floty (jak np. w przypadku irańskich F-14), ale byłoby to tylko odwlekanie nieuniknionego. Tym samym ani Amerykanie, ani Francuzi, Niemcy czy inni wiodący producenci uzbrojenia nie muszą się uciekać do montażu "awaryjnych wtyczek" w swoich najbardziej zaawansowanych systemach.
: Data Publikacji.: 17-07-25
: Opis.: Heinrich Dietel zwany był królem wełny. Miasto Sosnowiec wiele mu zawdzięcza ©sosnowiec.luteranie.pl Heinrich Dietel Saksończyk, który zbudował Sosnowiec. Heinrich Dietel pochodził z Greizu w Saksonii, Jego ojciec Heinrich Gottlob był właścicielem przędzalni w Wilkau, Heinrich junior miał więc z góry zaplanowaną ścieżkę kariery. Jako młody człowiek wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie kształcił się w zakresie najnowszych urządzeń stosowanych w przemyśle włókienniczym. Po powrocie praktykował w zakładach w Saksonii, Wirtembergii oraz Czechach. W 1877 roku rozpoczął naukę na Uniwersytecie Technicznym w Dreźnie. W Sosnowcu pojawił się mając 39 lat, przyjechał tu ze świeżo poślubioną żoną Klarą. Oboje trafili do mało ciekawej miejscowości na zachodnich rubieżach Imperium Rosyjskiego, która za sprawą granicznego punktu celnego i niedawno powstałej Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, która miała tu swój dworzec zaczynała się mocno rozwijać. Wybór takiej lokalizacji na uruchomienie, za ojcowski kapitał, własnej inwestycji wydawała się oczywisty. Pogranicze Rosji, Prus i Austro-Węgier, kusiło obietnicą przyszłych zysków. Przynieść je miała przędzalnia wełny czesankowej. Król wełny Początkowo fabryka funkcjonowała jako filia fabryki Dietlów w Wilkau i zatrudniała zaledwie 80 robotników. Wytwarzane produkty były nie najlepszej jakości. Z czasem jednak firma zaczęła się rozwijać, zainwestowano w sprzęt i zaczęto zatrudniać większą ilość pracowników, w efekcie czego zakład odłączył się od saksońskiej fabryki. Wykwalifikowana kadra, pochodziła z Saksonii, jednak później szkolono również ludność z Sosnowca i pobliskich miejscowości, co pozwoliło na szybki wzrost liczb zatrudnionych. Głównym rynkiem zbytu towarów Dietla stała się Rosja. Dwie trzecie produkcji trafiało do Moskwy, a jedna trzecia do Łodzi i Pabianic. Zamówień przybywało, zakład się rozwinął i rozbudował. W 1889 roku Heinrich Dietel znalazł się w czołówce największych producentów przemysłu wełnianego, a wartość jego produkcji szacuje się na 4 miliony ówczesnych rubli. To wtedy zyskał przydomek "króla wełny". W tym czasie w fabryce Dietla pracowało blisko 2 tys. ludzi. Przedsiębiorstwo miało własną bocznice kolejową, a cały kompleks fabryczny posiadał centralne ogrzewanie oraz elektryczne oświetlenie. Dla pracowników, którzy licznie przybyli ze Śląska i Niemiec powstała kolonia mieszkalna. Wszystko zostało zlokalizowane wokoło jednej ulicy, która została nazwana Dietlowską (dzisiaj Żeromskiego) oraz w okolicy dworca kolejowego. Po jednej stronie stanęła fabryka wraz zabudowaniami gospodarczymi, kościołem ewangelickim i dalej Szkołą Realną, natomiast po drugiej stronie powstał park z pałacem i domy pracowników. Plany budowy okazałego pałacu dla rodziny przedsiębiorca zrealizował w 1890 roku. Ostateczny neobarokowy charakter budynek otrzymał w 1900 roku, za sprawą warszawskiego architekta Antoniego Jabłońskiego-Jasieńczyka. Pałac został otoczony romantycznym parkiem, murem, w pobliżu powstała również oranżeria. Do dziś jest jednym z najpiękniejszych przykładów pałaców przemysłowych końca XIX wieku. Ewangelik, który wspierał katolików i prawosławnych Heinrich Dietel był wielkim społecznikiem i osobą zasłużoną dla rozwoju Sosnowca. W 1889 roku ufundował Powszechną Szkołę Aleksandryjską, której ukończenie uprawniało do dalszej nauki w gimnazjum. 5 lat później z jego inicjatywy powstała siedmioklasowa, pierwsza szkoła średnia – Sosnowiecka Szkoła Realna. Miała status placówki rządowej z rosyjskim językiem wykładowym. Szybki wzrost liczby uczniów spowodował, że dotychczasowy budynek stał się niewystarczający. Dlatego też w 1898 roku szkoła otrzymała nowy gmach, zbudowany w stylu włoskiego renesansu, zaprojektowany przez Jabłońskiego-Jasieńczyka. Obok szkoły powstały mieszkania dla kadry pracowniczej oraz internat. Warto pamiętać, że ta gigantyczna rozbudowa Sosnowca miała miejsce jeszcze przed uzyskaniem praw miejskich w 1902 roku. A te przyznano przy sporym udziale Dietla. Heinrich Dietel choć sam wyznania ewangelickiego, hojnie wspierał wyznawców trzech kościołów. W 1886 roku przeznaczył dla miejscowych luteran jedną z hal fabrycznych, a dwa lata później sfinansował jej rozbudowę, dzięki której powstał kościół parafii ewangelicko-augsburskiej. Dla powstałej w 1901 roku cerkwi św. Wiary, Nadziei i Miłości ufundował 8 dzwonów, z których największy ważył 1000 kg. Przeznaczył też 10 tys. rubli na budowę cerkwi św. Mikołaja, która powstała w 1905 roku. Wsparł także budowę katolickiego kościoła św. Tomasza Apostoła w Sosnowcu-Pogoni oraz kościoła. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Heinrich Dietel zmarł 24 czerwca 1911 roku mając 72 lata. Został pochowany w rodzinnym mauzoleum na cmentarzu ewangelickim w Sosnowcu. Jak donosiła ówczesna prasa w kondukcie pogrzebowym szło blisko 10 tysięcy osób.
: Data Publikacji.: 17-07-25
© Web Powered by Open Classifieds 2009 - 2025