Nadmi
- Kraj:Polska
- : Język.:deutsch
- : Utworzony.: 06-10-15
- : Ostatnie Logowanie.: 06-06-25
: Opis.: Blenduję warzywo i serwuję na śniadanie. Chociaż zawiera warzywo, wcale nie przypomina tradycyjnej pasty warzywnej. Jej bogaty, czekoladowy smak zachwyci nawet tych, którzy nie przepadają za marchewką. Kiedy serwuję ją na śniadanie, dzieci zajadają się nią bez pamięci. Dzieci przepadają ze śniadaniami na słodko, a czekoladowy krem wyjadają najchętniej prosto ze słoika. Nie trzeba jednak specjalnie wyjaśniać, że w gotowym kremach nie znajdziemy niczego dobrego, bo na głównym miejscu w składzie jest cukier oraz tłuszcz. Domowa alternatywa jest jednak o wiele zdrowsza, a przy tym również niesamowicie smaczna. Chociaż ze zdrowymi kremami czekoladowymi kojarzy się przede wszystkim awokado i cukinia, to w tym przepisie ukryło się znacznie więcej. Są w niej warzywa takie jak marchewka, pietruszka i seler. Dzięki odpowiednim dodatkom nie przypomina ona jednak pasty warzywnej. To świetny patent na to, jak do codziennej diety przemycić dodatkową porcję warzyw w pysznym, słodkim wydaniu. Pasta czekoladowa z marchewki Przygotowanie pasty jest niezwykle proste i szybkie, a jej składniki są łatwo dostępne. Wystarczy kilka minut, aby stworzyć pyszną i zdrową przekąskę, która idealnie sprawdzi się na śniadanie, kanapkę lub deser. Składniki: 5-6 średniej wielkości marchewek, ćwiartka selera, 1 pietruszka, 2-3 łyżki miodu, garść daktyli, 4 łyżki masła, 1 duża łyżka oleju kokosowego, 4 czubate łyżeczki kakao, kardamon, 1 łyżeczka cynamonu. Sposób przygotowania: Warzywa obieram i gotuję na parze. Wyjmuję i odstawiam na talerz, aby warzywa przestygły i wyschły. Daktyle zalewam ciepłą, ale nie wrzącą wodą i odstawiam 30-40 minut. Do warzyw dodaję masło, olej kokosowy, cynamon (ilość można zmniejszyć lub zwiększyć zgodnie z upodobaniami). Dorzucam też namoczone wcześniej i odsączone z wody daktyle. Całość blenduję na gładką masę. Jeśli nie używasz masła, dodaj dobrej jakości olej dla odpowiedniej konsystencji. Do pasty dodaję szczyptę kardamonu. Próbuję pastę i ewentualnie doprawiam miodem lub cynamonem. Pastę przekładam do słoika i przechowuję w lodówce. http://www.sklep-diana.com/
: Data Publikacji.: 24-05-25
: Opis.: Czy wiesz, że wystarczą trzy składniki i 15 minut, by samodzielnie przygotować smaczny i słodki syrop, który pomoże nam w detoksykacji organizmu i wesprze nasz metabolizm? Szkodliwe resztki w organizmie: Jednym z fundamentalnych aspektów zdrowego stylu życia jest utrzymanie prawidłowego funkcjonowania naszego układu pokarmowego. Tymczasem zdarza się, że w wyniku zakłócenia procesów trawienia resztki pokarmowe, które powinny zostać usunięte, zalegają w jelicie dłużej niż powinny. Jeśli dbamy o zdrowie, powinniśmy pamiętać, że istotne jest m.in. regularne oczyszczanie jelit, czyli pozbywanie się nagromadzonych w nich toksyn i złogów. Złogi w jelitach mogą mieć bowiem negatywny wpływ na nasze ogólne samopoczucie, a także prowadzić do poczucia dyskomfortu, wzdęć, zaparć, bóli brzucha czy nieregulanych wypróżnień. Jak więc sprawić, by tego typu problemy się nie pojawiały? Przede wszystkim należy dbać o to, co jemy. Warto spożywać również syrop, który pomoże nam oczyścić jelita, a zatem utrzyma je w zdrowiu, poprawi przyswajalność składników odżywczych i wzmocni organizm. Prosty napój nie tylko zadba o szybki metabolizm, ale także wspomoże odchudzanie. Wystarczy łyżka dziennie! Koktajl z suszonych śliwek i daktyli: By przygotować detoksykujący syrop, wystarczy do litra gotującej się wody wrzucić 150 gramów suszonych śliwek i 150 gramów daktyli. Po 15 minutach gotowania należy odstawić mieszankę do wystudzenia. Kiedy napar będzie już chłodny, warto go zblendować. Gotowe! Suszone śliwki cieszą się opinią produktów poprawiających zdrowie układu trawiennego. Są cenione za swoje naturalne właściwości przeczyszczające i za skuteczne regulowanie pracy jelit. Zaleca się je jako bezpieczny i naturalny sposób na zaparcia oraz wsparcie dla procesu detoksykacji organizmu. Suszone śliwki oferują jednak znacznie więcej niż tylko wsparcie dla zdrowia jelit. Są bogate w przeciwutleniacze, witaminę K i A, potas oraz magnez. Ze względu na wysoką zawartość błonnika mogą być wartościowym dodatkiem do diety wspierającej odchudzanie, należy jednak pamiętać o tym, że są stosunkowo kaloryczne i zawierają naturalne cukry. Istotne jest więc umiarkowane włączanie ich do diety. Daktyle to z kolei "słodzik natury". Podobnie jak śliwki, są bogate w błonnik, który ułatwia trawienie i zapewnia uczucie sytości. Zawierają również potas i magnez (minerały, które wspomagają zdrowie serca i funkcjonowanie mięśni) oraz tryptofan (aminokwas będący prekursorem serotoniny), którego regularne spożywanie może przyczynić się do poprawy nastroju i zredukowania objawów stresu. Łyżka takiego syropu to poranny zastrzyk energii i dobrego nastroju, za który zdecydowanie podziękują nam nasze jelita. Wymiata złogi z jelit i pomaga schudnąć. Jak pozbyć się zalegających złogów kałowych z jelit.
: Data Publikacji.: 23-05-25
: Opis.: Odparowuje ludzi żywcem. Ukraińcy zniszczyli potężną broń Rosjan. Siły Operacji Specjalnych Sił Zbrojnych Ukrainy informują za pośrednictwem kanału na komunikatorze Telegram, że zniszczyli rosyjski tzw. ciężki miotacz ognia TOS-1A Sołncepiok, którego możliwości przypominamy. Maszyna agresora, która odparowuje ludzi żywcem, została zlikwidowana w obwodzie chersońskim. W atakach przeprowadzonych w niedzielę 17 grudnia, do listy strat po stronie rosyjskiej Ukraińcy dopisali 44 czołgi, 60 bojowych wozów opancerzonych i 38 systemów artyleryjskich. Agresor stracił też kolejną wyrzutnię pocisków termobarycznych TOS-1A. Jedną z ostatnich strat tego typu odnotowano w połowie listopada br. Sołncepiok został wtedy również zniszczony w obwodzie chersońskim. Kolejne udokumentowane zniszczenie TOS-1A pojawiło się dwa tygodnie później, w ostatnich dniach listopada. Wyrzutnia pocisków termobarycznych Uwieczniony na nagraniu zniszczony TOS-1A to sprzęt, którego historia sięga lat 80. ubiegłego wieku. Jego produkcję rozpoczęto bowiem w 1987 r., co było odpowiedzią na ideę utworzenia broni będącej w stanie razić jak największy obszar wystrzeleniem szybkiej salwy pocisków. Po latach produkowania prototypów, pierwszy zestaw TOS został oficjalnie zaprezentowany w 1999 r. podczas wystawy uzbrojenia w Omsku. Generalnie rzecz ujmując TOS-1A stanowi niezwykle brutalną broń, która jest zdolna do niszczenia wszystkiego, co znajduje się w jej obszarze rażenia. Dzieje się tak za sprawą obecności głowic termobarycznych, które – jak wyjaśniał dziennikarz Wirtualnej Polski Przemysław Juraszek – są powszechnie nazywane "kuzynami broni jądrowej" z uwagi na obraz, jaki pozostawiają po eksplozji. Konstrukcja Sołncepiok bazuje na podwoziu popularnego w Rosji czołgu T-72, na którym zainstalowano wyrzutnię 24 niekierowanych rakiet kal. 220 mm. Każda z nich zawiera 45 kg termobarycznego ładunku wybuchowego, który swoim działaniem różni się od konwencjonalnej broni. Różnica polega na tym, że ładunek termobaryczny pobiera tlen z powietrza (nie ma go w strukturze pocisku). To sprawia, że przed eksplozją następuje rozprowadzenie ładunku w formie aerozolu. Temperatura w strefie zero (po wybuchu) osiąga natomiast nawet 3 tys. stopni Celsjusza, co sprawia, że TOS-1A dosłownie odparowuje ludzi, którzy znajdują się w epicentrum eksplozji. Do obsługi rosyjskiego ciężkiego miotacza ognia potrzebna jest trzyosobowa załoga. Sprzęt waży z kolei ok. 46 t i może rozpędzić się do prędkości maksymalnej 60 km/h. Zasięg na pełnym zbiorniku paliwa wynosi natomiast ponad 500 km.
: Data Publikacji.: 22-05-25
: Opis.: W pogoni za dziewiątą planetą. Raz jest, a raz jej nie ma. Przez większość czasu, gdy ludzkość świadomie obserwuje kosmos, nie istniała ścisła definicja planety. Gdy w 1801 roku odkryto Ceres, pierwszą planetoidę pomiędzy orbitami Marsa i Jowisza, nie był to wystarczający bodziec, dla zastanowienia się nad klasyfikacją obiektów. Zresztą dopiero kilkadziesiąt lat później odkrycia asteroid nabrały tempa. Starożytni znali sześć planet. W 1781 roku William Herschel odkrył Urana. Kolejną planetę Neptun odkrył Johann Gottfried Galle w 1846 roku na podstawie obserwacji odstępstw ruchu Urana od teoretycznych przewidywań. Jak się okazuje, to jedyna planeta, którą poprawnie odkryto w ten sposób. Pluton - planeta odkryta na podstawie błędnych założeń Od 1930 roku, gdy Clyde Tombaugh odkrył Plutona, do 2006 roku Układ Słoneczny liczył dziewięć planet. Obserwatorzy szybko zdali sobie sprawę z faktu, że Pluton ma bardzo eliptyczną i mocno nachyloną orbitę, ale uznano go za planetę z dwóch powodów. I każdy z nich okazał się błędny. Instrumenty wykorzystane do odkrycia Plutona, teleskop o średnicy obiektywu 330 mm oraz urządzenie do porównywania kolejnych fotografii. (fot: Pretzelpaws / CC BY-SA 3.0) Poszukujący go astronomowie spodziewali się, że będzie to obiekt kilka razy masywniejszy od Ziemi. Odkryty Pluton okazał się znacznie ciemniejszym niż się spodziewano obiektem, a jego szacowana masa zmalała do około 1 masy Ziemi. W kolejnych latach Pluton malał w oczach, aż w 1978 roku po odkryciu Charona, największego z księżyców Plutona, jego masę ustalono na 0,0022 masy Ziemi. Gdyby taką wiedzą dysponowało zatwierdzające odkrycie Plutona gremium naukowe, nie zostałby uznany za planetę. Pluton nie stracił jednak statusu planety w 1978 roku, bo nie było ku temu powodów. Był jedynym znanym dużym, o średnicy około 2300 km, obiektem daleko za orbitą Neptuna. Pluton i Charon, zdjęcia z sondy New Horizons z 2015 roku. W 1930 roku odkrywcy Plutona trudno było dostrzec coś więcej niż przypominającą gwiazdę kropkę, która bardzo powoli przemieszcza się po niebie. (fot: NASA) Co ciekawe w zasadzie nie było potrzeby w 1930 roku, by szukać Plutona. I to nawet jako dużo masywniejszego obiektu, by wyjaśnić zaburzenia w ruchu Urana i Neptuna, co podejrzewano w XIX wieku. Pod koniec XX wieku, Miles Standish z JPL przeanalizował pozycje Urana i Neptuna z uwzględnieniem wszystkich dostępnych obserwacji. Okazało się, że w danych z XIX w. wcale nie ma zaburzeń. Paradoksalnie Tombaugh odkrył nową planetę na podstawie błędnych założeń. I to w odległości jedynie kilku stopni kątowych od miejsca gdzie wyliczono jej pozycję. 18 lat temu Pluton przestał być planetą Gdy nadszedł rok 1992, menażeria Układu Słonecznego powiększyła się o obiekty pasa Kuipera. To postulowany w 1950 roku przez Gerarda Kuipera obszar, stanowiący rezerwuar komet krótkookresowych. Pluton stał się z urzędu największym obiektem pasa Kuipera. Pas Kuipera (białe kropki), zaznaczona orbita Plutona (żółty kolor) i trasa sondy New Horizons (czerwony kolor). (fot: NASA) I wciąż takim pozostaje, choć w 2005 roku trójka astronomów, M.E.Brown, C.A.Trujillo oraz D.L. Rabinowitz odkryła obiekt 2003 UB313, prawie tej samej wielkości co Pluton i nieco masywniejszy. Dziś znany jest on jako Eris. W 2006 roku na zjeździe IAU w Pradze, ustalono definicję planety, do której dotychczasowa dziewiąta planeta nie pasowała. Pluton podobnie jak Eris, Ceres, a także Sedna (inny duży obiekt pasa Kuipera) otrzymały etykietkę planety karłowatej. Ta zmiana nie wszystkim się spodobała, a już na pewno nie ostudziła zapału tych astronomów, którzy uważali, że na Plutonie planety w naszym układzie planetarnym się nie kończą. Po co szukać kolejnej planety w Układzie Słonecznym? Odkrycie lub wykluczenie istnienia dziewiątej planety nie jest dziś tylko działaniem, które ma zaprząc uwagę naukowców. Istnieją konkretne powody, dla których jej szukamy. Fizycy wciąż nie mają pewności, czy ich pojmowanie grawitacji jest prawidłowe. Obecnie tradycyjnej teorii Newtona przeciwstawia się teorię zmodyfikowaną czyli MOND (Zmodyfikowana Dynamika Newtonowska), świetną kontrpropozycję dla koncepcji ciemnej materii. W MOND oddziaływania grawitacyjne na dużych odległościach są inne niż w starszej teorii. Ta teoria w wygodny sposób zwalnia nas z myślenia o dziewiątej planecie. Co jednak, gdy taka planeta istnieje, jak sugerują cyfrowe symulacje ewolucji Układu Słonecznego? Dzisiejsi astronomowie mają do dyspozycji superkomputery, których nie mieli nie tylko współcześni Tombaughowi, ale nawet naukowcy sprzed kilku dekad. Oprogramowanie może szybko śledzić rozwój naszego systemu planetarnego przy różnorodnych warunkach początkowych. Z tych obliczeń wynika, że superziemia może kryć się w bardzo odległych rejonach Układu Słonecznego. Jeśli jej nie ma, to MOND wygra, jeśli jest, to znowu trzeba będzie poprawiać teorię grawitacji. Czy dziewiąta planeta jest skalista, lodowa, a może to kolejny gazowy gigant jak Neptun? Tego nie wiemy. W 2016 roku Konstantin Batygin i Mike Brown z Caltechu na podstawie modelowania komputerowego zasugerowali, że dziewiąta planeta może mieć nawet 10 mas Ziemi i znajduje się 20 razy dalej niż Neptun. (fot: Caltech/R. Hurt) Wiedza o planecie dziewiątej może być też przyczynkiem do dokładniejszego modelowania zachowania się obiektów w zewnętrznym Układzie Słonecznym. A także tych, które nadlatując z daleka odwiedzają jego wewnętrzne obszary. Dziewiąta planeta uporządkuje ruch obiektów z pasa Kuipera, którego nieregularności nie da się obecnie wyjaśnić tylko obecnością Neptuna. Poszukiwania kolejnej planety są w zasadzie poszukiwaniem reszty Układu Słonecznego. Z obserwacji pozasłonecznych dysków protoplanetarnych wynika bowiem, że rozmiar pasa Kuipera wynikający z obecnych obserwacji jest zbyt mały. Sięga on do mniej więcej 50 AU (jednostek astronomicznych, 1 AU = odległość Ziemia- Słońce), a dalej nie ma już wielu obiektów. Jednak obserwacje wykonane między innymi teleskopem Subaru na Hawajach w roku 2021, wskazały, że jest inaczej. I nawet jeśli wśród nowo odkrytych ciał niebieskich brak dziewiątej planety to warto szukać. Kontrola misji sondy New Horizons liczy bowiem, że odwiedzi ona jeszcze jeden obiekt pasa Kuipera (po Plutonie i Arrokoth). Jak szukać dziś dziewiątej planety? Obserwacje najodleglejszych gwiazd i galaktyk są równie trudne co obserwacje obiektów na granicach Układu Słonecznego. Teoretycznie bliskich nam, ale niewielkich i świecących wyłącznie odbitym światłem słonecznym, czyli bardzo słabo. Pod pewnym względem nawet trudniejsze, bo nie wystarczy tylko zaobserwować planetę karłowatą czy asteroidę, trzeba to zrobić wiele razy, by udało się określić jej orbitę i inne cechy. A to zadanie niezwykle trudne. Niebo jest bardzo rozległe, a niewielkie kilkusetmetrowe asteroidy na zdjęciach są prawie nieodróżnialne od szumu tła. Tylko numeryczna analiza obrazów, przy której niezwykle pomocna jest AI, pozwala cokolwiek wykryć. 100 lat temu Plutona odkryto porównując gołym okiem przez wiele miesięcy kolejne szklane płyty ze zdjęciami nieba. Służyły temu tzw. blinkometry. Dziś takie taki obiekt komputery odkryłyby w mgnieniu oka. Vera Rubin Observatory, teleskop z największą kamerą w historii (na zdjęciu), dokładnie przeczesze niebo poza orbitą Neptuna. (fot: Jacqueline Ramseyer Orrell/SLAC National Accelerator Laboratory) Nawet jeśli umykająca astronomom dziewiąta planeta ma masę kilku mas Ziemi, to i tak znajduje się prawdopodobnie w odległości kilkaset AU i „świeci” kilkaset razy słabiej niż Pluton. Astronomowie muszą sięgnąć po najsilniejsze teleskopy, których czas obserwacyjny da się przeznaczyć na masowy przegląd nieba. Ideałem takiego obserwatorium jest VRO (Vera Rubin Observatory), które uruchomione będzie już w sierpniu, a obserwacje ruszą w styczniu 2025. Siłą znajdującego się tam 8,4 metrowego teleskopu jest 3,2-gigapikselowa kamera i farma komputerów przetwarzających obrazy na bieżąco. Jeśli dziewiąta planeta taka jak sugerują modele teoretyczne istnieje, powinniśmy ją znaleźć dzięki VRO, wraz z milionami innych wcześniej nie obserwowanych obiektów pasa Kuipera. Może okazać się też tak, że dokonane odkrycia postawią teoretyków przed zagadkami, do których wyjaśnienia nie starczy nawet dziewiąta planeta.
: Data Publikacji.: 22-05-25
© Web Powered by Open Classifieds 2009 - 2025