Rombacha
- Kraj:Polen
- : Język.:polski
- : Utworzony.: 02-04-16
- : Ostatnie Logowanie.: 07-01-22
Jestem se Rombacha, śmieję się hahaha!
: Opis.: LEOPOLD . Kości strzelają mu jak folia bąbelkowa. A jest tu służbowo. Zdjął rzęsę z policzka tamtej pannie, bo mnie wkurzała jej krótka spódniczka. Nie chcesz tam umrzeć? Zdecyduję, gdy do tego dojdzie. Sprzedajmy nasz wspólny grób, bo skoro nie chcesz spędzić wspólnie wieczności, to przecież , życie staje się ciekawsze, gdy nie wiesz jak daleko do wieczności. I ile zmarszczek cię czeka a łączy nas zawsze piękno. Zadzwoń małym dzwoneczkiem, zadzwoń w aptece miętowym zimnem, piskliwym i świeżym dźwiękiem cięcia świstu powietrza, oddechów wodospadu i pysznych bezików pływających w grochówce. Przecierana zupka madame Cursson! Papka ta doklei ci sztuczną szczękę do podniebienia i będziesz mógł. Zassiesz smak startego melona a beziki rozmiękną pod naporem języka, puste kuleczki nigdy nie przewidziane do chrupania. Ani przez producenta, ani przez zbawcę wyziewów. Cieki te sekretne mieszają się w niecce kolorowym tłuszczem podbarwione krwiście. Mój wuj mawiał i toasty wznosił: Pijmy zdrowie Leopolda ! On nam za to parasol da ! Wzdrygasz się, gdy prokurator zaszczuty podpuchą skrył się do zakonu. Za murem obgryza paznokcie, które były wczoraj pazurami, ba, szponami wampira prawa, wysysacza krwi z małych ludzików. Dziś sam ssie palucha i od lat obudził litość. Takie uczucie, które poczuł do siebie samego. Tak na początek. Pod murem. Mróz na oknie wyciął kwiaty, Idzie babcia na roraty. Czy to z bliska, czy też z dala , Na roraty, na roraty... ! Idzie łysy znanym szlakiem A berecik ma na bakier I antenkę ma. Idzie łysy a za uchem ogon szczura powie wa. Idzie łysy borem lasem ogon szczura ma za pasem. Dziewczę łypie białkiem bosym, z sukni strzepnie kroplę rosy, Co lusterkiem jej się zda. I brusznice, i jagódki poszły razem do wygódki. Cóż tam? ,łysy się zapyta. Czemuś dzisiaj nie domyta? Toż na kwintę nos zwieszony mówi jaśniej niż neony. To znany wierszyk i jak byłem młody ciągle po ciemku chodząc na roraty trzymały mnie ślizgawki pod latarniami. Mróz chrzęścił pod butami. Latarenkę miałem z okienkami z bibułki kolorowej i świeczkę w środku odpalaną od ołtarzowego światełka. A może to było inne święto? Nieszpory? Rekolekcje? Obok tramwaj iskrzył na zakręcie. A w drogerii czarne pudełka z różowym mydełkiem spoczywały szeregiem na gładkiej, lśniącej, brunatnej ladzie. Zamiast starego Żyda młoda komunistyczna sprzedawczyni w białym, wykrochmalonym fartuchu i tych samych czarnych atłasowych zarękawkach podawała pomady i pudry. Psikała wodą kolońską naciskając gumową gruszkę w siateczce złotej. Babcie wracając z rorat spryskiwały sobie rzęsiście perfumą koafiury i dekoltee oraz ukradkiem ineksprimable, i chwilowo zapominały o wykupionych kwaterach na cmentarzu i pochowanych w nich mężach, co walczyli o chodniki i ulice, i o latarnię na przystanku tramwajowym. Już gronostaj zawinięty na kołnierzu zagryzł swój własny ogon a jego szklane oczy zawilgły od perfum, jak ludzkie od cebuli. Już zapomniane rękawiczki tkwią na brzegu lady czekając na powrót zapominalskiej, odurzonej perfumą i zapachem drobinek pudrowych fruwających po całym sklepie w kosmicznym, skrzącym pyle. Drogeria kojarzyła mi się z przystankiem na drodze, który musi odwiedzić każda babcia, dążąc do niebiańskiej doskonałości. Nawet szpilki tam kupione miały miękkie łagodne ostrza ! W świetlanej atmosferze drogerii , wśród zachwytów dam, rozumiało się samo przez się , że filozofia jest obłokiem pudru, na którym babcie postawią nogę wstępując do nieba, podobnie jak Chrystus. I nanizując perełki swoich wspomnień na nić przeznaczenia zamkną koło. Niezła klaczka. Dobrą ma pęcinę. To jutrzenka dająca różowe światło. To ona. Niezła dupa. Ucieka przed mrokiem, czy mrok ucieka przed nią? Zasmakujesz z nią wspólnych chwil, i już się od niej nie opędzisz. Uważaj więc na skrzydła i noś zawsze zapasowy wosk. > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS112
: Data Publikacji.: 14-03-25
: Opis.: KAMIENICA . Pokażcie mi szarą kamienicę. Jej okna i tympanony nad oknami. I szare wróble i gołębie wciśnięte w tynk. Uczepione pazurkami ostrożności. Szarość detektywów i kurz na szybach. Pokażcie mi ten dom wciśnięty pomiędzy dwa większe i kolorowe. Zimna sień jest dla prawników. Drewniane drzwi dla urzędników prawa. Poręcz dla staruszków polerujących ją co dnia żółwimi dłońmi. To tu paprotka wysycha na półpiętrze. To tu na parapecie przy szybie półpiętra prężą się w słońcu trupki much To tu ojcowie wychodzą na papierosa przemyśleć przyszłość męską dla dobra rodziny. Pusta flaszka stoi obalona we trzech. Olejna farba złazi z lamperii. Mama kotów siedzi w oknie a włosy spod pachy sterczą z dziury z rozprutego rękawka podomki Oranż. Już dziś mamy wrażenie, że kobietom było kiedyś lepiej. Dropsy i miętówki cyckały z lubością. Żarówka naga pryska stearyną. Karetkę wysyłają po miningokokki wywołujące zapalenie opon mózgowych. One też wywołują sepsę meningokokkową. Na szczęście po dwóch latach nie ma już powikłań. Obeszło się bez padaczki, niedosłuchu, drgawek, wybroczyn na śluzówkach. Obsesje szczepień ochronnych i ich zbawienne działania. Urazy układu nerwowego Meningokkoki przechodzą i eskalują tylko i wyłącznie z wydzielinami z nosogardła. Zespól wykrzepienia przebiega w piorunującym tempie. Pojawiły się szczepy bakteryjne grupy C powodujące bardzo zjadliwe postaci choroby. Szczepionka jest bardzo immunogenna i bezpieczna. Obserwuje się niekiedy bolesność i jeśli pacjent jest hospitalizowany, aby wyprowadzić pacjenta ze wstrząsu meningokkowego sepsy i szoku rdzenia kręgowego i rdzenia mózgowego poddaje się go szczegółowym badaniom. Późniejszym etapem objęte jest wstrzymanie wykrzepień i wybroczyn na intensywnej terapii. W przypadkach zejścia pacjenci nie ruszają rękami ani nogami. W ogóle się nie ruszają już nigdy. Wyzdrowiałe dzieci i dorośli ruszają na powrót rękami i nogami, mówią i mogą wykonywać fikołki. Zawsze chętnie zły człowiek odda swego psa do azylu. A jak mu się nie chce jechać tam autem, albo pekaesem, to zastrzeli. Jego żona pozornie niema, bo o zaciśniętych ustach, rozpoznawalnych tylko po kresce karminu szminki, wrzeszczy na niego o nic wzywając świętych do pomocy, a oni o skulonych skrzydłach stoją jak zmokłe kury położywszy uszy po sobie. Już garnki aluminiowe pogniecione, a rondle spocone trzonki zamoczyły w misce z tłustą pomyją. Koń, co zgubił podkowę, uciekł w inną stronę, daleko od szczęścia i tego wrzasku. To cała szara kamienica. A w leśniczówce wóda! Tam grzeją i widelce w pasztecie zanurzają. Humory im się zagrzały a paluchy w skarpetach wilgotnieją ze szczęścia. Gumiaki parują rzędem w sieni. Kurtki pozbawione piersiówek schną na kołkach. Tu nie sięga karminowy wrzask Hetery. Uśmiechy i kiełbasy podkręcają wąsa. Czas płynie jak nam się podoba, a tu podoba nam się wszystko. Nawet kosa wisząca u zegara. Takie wiejskie vanity. Marność tu nie jest marnością. > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS111
: Data Publikacji.: 14-03-25
: Opis.: PIĘKNA INDIANKA MARIJA . Dręczony strachem kelner przedmieścia lat pięćdziesiątych słusznego wieku. Bez wynalazków. Oczy przywykłe do tego samego posuwają się po podwórkach. Nic nowego. Woda sodowa nie bije do głowy. Stare idee garbate się kurczą. Piękna kobieta wysyła telegram do mężczyzny, że go pokochała. Lecz teraz jajecznica, barszcz, barszcz. A ja odpowiem uwięzionym głosem coś zduszonego nieśmiałym jąkaniem. Deszcz pada, suną chmury nade mną. Trzymają się blisko ludzi. Płaczą nad ich losem. Stukanie obcasów wywołuje deszcz. Potem tęczę. Pies biega. Cieszy się. Tamten był w jej myślach, gdy kładła się z innym. Już go nie zobaczy, ale się nie uwolni od obrazu, od zapachu, od przysięgi dobrowolnej i okrutnie raniącej. W każdej rozkoszy chwili jego obraz z nią. Bez wytchnienia drażni nozdrza pamięć poezji zapachu. Jego były noce, jego słodycz wspomnień za dnia. Tajemne, krótkie myśli i przeciągające się chwile, gdy spuszczała wzrok nic nie mówiąc. Każdy jej gest był wspomnieniem jego gestów. Każdy łyk kawy smakiem jego uśmiechu, gdy jeszcze żył. Musiał więc wrócić, przekonać się o niej. Czekał tak długo. Chodź więc ze mną. Dotknij mej twarzy. Weź mnie za rękę. Obejmij mnie. Wypuść łzy szczęścia bym mógł je zlizać. Daj tchnienie swym marzeniom aby stały się. Dobrze, tak zrobię! To ja, Słońce! Jesteś moją siostrą? Jestem Księżycem grającym na bębnie. Jestem pocałunkiem z językiem ognia. Jestem mgłą kołyszącą twe myśli. Jestem twoja i na wieki. Jestem i będę. Co się stało z moim biednym kwiatkiem? Muzyka jest taka piękna. Kiedy tylko budziłem się rano , słyszałem muzykę. I wyciągałem kapelusz. Drogą obok mojego domu przejeżdżał Weteran. Jak w pieśniach, ale to już przeszłość. Nie zebrałem owoców swojej pracy ani nie zawiodłem koni do wzgórz. Tego się nie zapomina. Dają mi kwiaty, a w miseczce miód. I dużo perfum. Jego żona czasem robi dla mnie bezy. I inne słodkości. Gdybyśmy wybrali taką drogę, już było by po nas. I teraz. Ha la ha la la la la la , Wrócimy wszyscy do tego. A muzyka jest tylko nasza. Słyniemy z piękności w całym kraju. Jak ją ujrzysz mój bracie, słońce będzie za tobą. Jest niesamowicie piękna ! Spotkałem się z nią, z jej gorącym ciałem, w nocy , w ciemności przylgnęła do mnie cała. I pieściłem jej nogi, piersi, i całowałem. Pokryłem pocałunkami ją całą a ona wyginała się i prężyła na wszystkie strony w uniesieniu i zachwycie. Marija. Noc była nasza. Już wielokrotnie poruszyła się ziemia. Kłębiliśmy się szczęśliwi ocierając o siebie. Spocone nasze ciała stawały się zimne, to znów gorące. Czułem jej biodra mocne i sprężyste. Zaplątane kwadraty pościeli odrzuciliśmy daleko. W końcu wyrzuciliśmy i materace, i pozostał tylko żelazny stelaż łóżka. Nic innego nie było potrzebne. Czułem jej ciało i metal. Trzymała się prętów ze wszystkich sił, a ja miałem obdarte kolana i kostki. Łokcie parzyły a spocone plecy były zimne i przyjemnie rozedrgane. Nie puściła mnie, chcąc tak przedłużyć te chwile, jak tylko to możliwe. Krzyczała przy tym najdziwniejsze, co mogłem usłyszeć, a jej oddech czułem tuż przy uchu. Świszczące słowa, których nie rozpoznawałam, decydując o ich przeznaczeniu w moim mózgu jedynie na podstawie intonacji. Sapała i gryzła mnie w uszy wbijając w nie swój długi, giętki język. Jej ciało wzdragało się falami dreszczy, co upajały ją do nieprzytomności. Odrzucała wtedy głowę do tyłu. Uderzała się przy tym o ramę łóżka i śmiała się dziwnym grymasem prychając śliną prosto na mnie. A mi się to podobało i to tak bardzo, że prowokowałem ją jeszcze do następnych takich parkosyzmów. Widziałem tylko białka jej oczu. Jej szybkość zmiany pozycji, lepkość otulających mnie ramion i nóg, zawracała mi w głowie i nie pozwalała myśleć o niczym innym jak tylko o niej. Drugi raz bym tego nie chciał. . I teraz. Ha la ha la la la la la Ale robiliśmy to co noc od nowa, aż do utraty świadomości czasu i pory nocy. W dzień podkręcałem klimatyzację do super zimna aby utrzymać jędrność naszych poczynań, gdyż rozpuszczaliśmy się w spoconych mokrych powierzchniach przylegających do siebie ciał. Nie musieliśmy jeść ani pić. Nasze skóry miały jeden wspólny słodko słony zapach, włosy przykleiły jej się do twarzy całkiem mokre i nieforemne jak kołtun splątanych chuci. Wystarczyło przycisnąć je do twarzy aby tak pozostały, ale ja gryzłem je i śliniłem dodatkowo. Śliniłem też jej nos i powieki. Cali byliśmy mokrzy i nieludzcy, za to szczęśliwi. Klimatyzacja wypluwała na nas zimną strugę powietrza, w której zamieraliśmy w bezruchu trzymając się za ręce, ocierając czoła i oczy. Jej usta były nabrzmiałe, moje pogryzione z zaschniętą krwią, której drobinki połykałem ukradkiem leżąc na jej brzuchu i wsłuchując się w bicie serca, i ruchy jelit. Czułem jej kości i warstwy mięśni napinające się odpowiednio do moich ruchów. Świadomość całkowitego zaufania odurzała mój rozum. Byłem przecież zwierzęciem i ona też. Mogliśmy się uszkodzić, skrzywdzić, okaleczyć. Bezwładnie leżeliśmy. Skończyły się wszystkie marzenia. Stały się bowiem rzeczywistością. Czy to dzień naszego ostatniego miłosnego spotkania? Ile neonów na ulicznych ścianach obudzi nas w ciszy? Jak się to wszystko zaczęło? Moje nozdrza dostrzegają kilka zapachów. Wiem, że to czary. Zaszedłem już za daleko, ale teraz ona jest moja na wieki. Nawet jak pójdę precz i ona się oddali, to nigdy już bicie bębna nie przywoła nikogo innego, tylko ją dla mnie i mnie dla niej. Była najlepsza. Nieodzowna dla spełnienia tych dni. Szczerze mówiąc nigdy nie myślałem, że to się stanie. Drugi raz bym tego nie chciał, to dowód, że była najlepsza. Pomału wypijam z przechylonej szklanki. Dym wije się po pokoju a ja siedzę w kucki na podłodze i czuję jak powoli jej usta całują mnie wkoło. Cierpliwie całuje mnie ciągle od nowa. Uśmiecha się do mnie i coś mówi. A ja nie wiem czy znowu poddać się tej rozkoszy, czy to nie za dużo. Widzę kurz i spadające galaktyki zmniejszone i w moim pokoju. Za szafą czają się pretekineterzy sprzedając bilety na nasz zwierzęcy spektakl bez snu. Bez ubrań. Bez szminki. Suche kokony gnid odpadły z włosów pretekineterów ze zdziwienia. Gardenie w wazonie nie znają milongi. Stojąc na fortepianie umierają przedłużoną agonią ciętych kwiatów. Pretekineter kłóci się o miejsca w loży. Tuż obok mojej szczoteczki do zębów leży pasta. Siedzę w kucki i czuję mocne pocałunki. Ogień, ogień, ogień rozpala, ten wieczór się kończy. Konie rżą w stajniach, żmije syczą w trawie. Od kolan w górę i od pasa w dół. Patrz, to noc płonie i ja. Bum. Drugi raz bym tego nie chciał. . I teraz. Ha la ha la la la la la. Wierzymy w marzenia ! A ona mówi. Co ty o marzeniach ! Moja dupa jest cała twoja i rób z nią co chcesz! Chodź więc ze mną. Dotknij mej twarzy. Weź mnie za rękę. Obejmij mnie. Wypuść łzy szczęścia bym mógł je zlizać. Daj tchnienie swym marzeniom aby stały się. Dobrze, tak zrobię! To ja, Słońce! Jesteś moją siostrą? Jestem Księżycem grającym na bębnie. Jestem pocałunkiem z językiem ognia. Jestem mgłą kołyszącą twe myśli. Jestem twoja i na wieki. Jestem i będę. Drogą obok mojego domu przejeżdżał wesoły Weteran. A ja uniknę spotkania z samym sobą. Cała rodzina knuje jak pozostać na święta u siebie. Czy ich zmagania zwieńczy złoto? > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS110
: Data Publikacji.: 14-03-25
: Opis.: Dt.ja.dzziaa NIE . Hombre siedział już jakiś czas na piardze, czyli kupie kamieni osuwających się polodowcowo chyba z prędkością kilku milimetrów na wiek. Jaszczurki chrobotały biegając miedzy głazami w poszukiwaniu owadów i nasłonecznionych miejsc. Słońce nagrzewało zbocze a wiatr, ostry tym razem, pękał i kurzył małe drobiny, siał ziarna traw w szczelinach wysysając z nich jednocześnie wilgoć życia gór. Hombre spoglądał na malutką postać Mariji krzątającą się daleko w dole zbocza. Czy tak ma być już zawsze? Mgły poskładanych moich myśli, niejawnych grzechów obarczenia obrzydliwością skąpanych resztek mojej jaźni. Cierpnący język słów nie wypowiada. Napuchłe ropą popękane wargi wygina groza niemym grymasem. Wspomnień zaułki się zamknęły tępo. Czas się rozmazał na zegarze. Strach się gramoli truchłem suchym. Jego spokój mnie dotyka. Płonie spojrzenie a za okiem nie ma nic poza mgłą wilgną. Stęchłymi kropelkami z muru perli się moje sumienie. Robak przed nim uciekł w ciemność. Ja za nim gnany przez mojego ducha. Żywy i na pół umarły, nie godzien żadnego imienia, trzęsę się strachem podmyty, nie mogąc się odwrócić, czekam na los, bojąc się, że nie nadejdzie. Już nigdy. > : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS109
: Data Publikacji.: 14-03-25
© Web Powered by Open Classifieds 2009 - 2025