Nadmi
- Kraj:Polska
- : Język.:deutsch
- : Utworzony.: 06-10-15
- : Ostatnie Logowanie.: 27-09-25
: Opis.: Politechnika Gdańska testuje elektromagnetyczne działo jako broń na drony. © Provided by Spider's Web Rozwijany przez naukowców z Politechniki Gdańskiej system STRATUS może już wkrótce stać się skuteczną bronią przeciw dronom. Zespół zakończył właśnie pierwszy etap prac nad elektromagnetycznym systemem neutralizacji BSP i rozpoczął budowę potężniejszej wersji demonstratora terenowego. Projekt STRATUS zakłada stworzenie kompaktowego i mobilnego systemu do obrony przed bezzałogowymi statkami powietrznymi. Głównym założeniem opracowywanej technologii jest generowanie ekstremalnie krótkich, ale silnych impulsów elektromagnetycznych, które mogą zakłócić pracę dronów lub całkowicie je unieszkodliwić. Właśnie zakończył się pierwszy etap prac nad systemem. Przeprowadzone zostały testy demonstratora laboratoryjnego w warunkach kontrolowanych, podczas których skutecznie zneutralizowano próbnego drona. Z laboratorium na poligon. Kolejna faza prac Jak czytamy w komunikacie prasowym, po sukcesie testów laboratoryjnych zespół z Gdańska przystąpił do budowy demonstratora poligonowego, którego moc będzie kilkadziesiąt razy wyższa od dotychczasowego modelu. Tę wersję urządzenia czekają testy w realistycznych warunkach, m.in. na wojskowych poligonach. Do projektu dołączyła także Katedra Inżynierii Mikrofalowej i Antenowej, której zadaniem będzie modelowanie i symulacja zjawisk elektromagnetycznych. W dalszej perspektywie STRATUS ma stać się narzędziem wsparcia dla służb chroniących strategiczne obiekty: lotniska, porty, rafinerie, elektrownie, przejścia graniczne czy ambasady. W ten sposób ma się wpisać w aktualne potrzeby Sił Zbrojnych RP i strategii bezpieczeństwa państwa. Zespół badawczy kierowany przez prof. Kazimierza Jakubiuka podkreśla, że STRATUS to technicznie wymagające przedsięwzięcie, pracujące na granicy ekstremalnych napięć i dużych gęstości energii. Projekt już teraz ma ogromne znaczenie w kontekście ochrony infrastruktury krytycznej, zarówno wojskowej, jak i cywilnej. Kto stoi za projektem STRATUS? Projekt realizowany jest przez konsorcjum, w skład którego wchodzi Politechnika Gdańska jako lider oraz firma AREX Sp. z o.o. z Gdyni, partner technologiczny należący do GRUPY WB, największej polskiej grupy kapitałowej działającej na rzecz obronności. AREX będzie odpowiedzialny za przemysłowe wdrożenie technologii, gdy projekt przejdzie do fazy produkcyjnej. Całość jest finansowana przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju, w ramach programu SZAFIR, przeznaczonego na rozwój projektów związanych z bezpieczeństwem i obronnością Polski. W przeszłości realizowano już inne wysoko budżetowe projekty z zakresu inżynierii wysokich napięć. Duży potencjał cywilny i wojskowy, ale co dalej? Nie da się ukryć, że system STRATUS może stać się ważnym elementem w europejskim systemie obrony przed dronami. Najważniejsze jednak jest to, że prawdopodobnie będzie skutecznym narzędziem służącym do zabezpieczenia infrastruktury krytycznej w czasie pokoju, o ile oczywiście prace nad nim zostaną ukończone. Proponowane rozwiązanie jest kompaktowe, mobilne i projektowane z myślą o szybkim wdrożeniu, zarówno w miastach, jak i w terenie. Warto śledzić poczynania zespołu z Gdańska, bo system zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie.
: Data Publikacji.: 06-09-25
: Opis.: Ziemowit Malecha II W książce Problem trzech ciał autorstwa chińskiego pisarza Cixin Liu na Ziemię napadają Trisolianie – obcy, którzy muszą opuścić swoją planetę, gdyż grozi im zagłada. Szare metalowe klamki z wizerunkiem smoka © Unsplash / Kayla K W książce Problem trzech ciał autorstwa chińskiego pisarza Cixin Liu na Ziemię napadają Trisolianie. To są kosmici, którzy muszą opuścić swoją planetę, gdyż grozi im zagłada. Jednak sama książka może mieć zupełnie inny wymiar niż tylko fikcja literacka. Może być ostrzeżeniem oraz parabolą ukazującą rzeczywiste ramy strategii geopolitycznej państwa środka wobec Zachodu. Ale zacznijmy od początku. Jedna z bohaterek powieści nawiązuje kontakt z obcą cywilizacją. Otrzymuje jednak ostrzeżenie od „empatycznego” przedstawiciela obcych, aby nigdy, pod żadnym pozorem, nie próbowała ponownego kontaktu. Bohaterka ignoruje to ostrzeżenie, chociaż wie, że skutki mogą być dramatyczne. Jest głęboko zawiedziona ludzką cywilizacją i cierpieniem, jakiego doznała od innych ludzi. Kontaktuje się ponownie, co jest jednoznaczne ze zdradą ludzkości. Ujawnia lokalizację Ziemi, dzięki czemu Trisolianie mogą zaplanować inwazję. Mają jednak pewien problem. Mimo że stoją na nieporównywalnie wyższym poziomie rozwoju niż Ziemianie, podróż na Ziemię zajmie im około 300 lat. Wiedzą, że ludzkość rozwija się nadzwyczaj szybko i że za 150 lat może znacząco przewyższyć ich rozwój, być świadoma nadchodzącej inwazji i z łatwością ją powstrzymać. Trisolianie opracowują więc strategię polegającą na powstrzymaniu rozwoju ludzkości – poprzez werbowanie swoich zwolenników na Ziemi oraz wykorzystanie zaawansowanej technologii, która pozwala im manifestować się zdalnie i w niezauważalny sposób monitorować całą naukę na świecie, ingerując w nią. Ich głównym celem jest eliminowanie najzdolniejszych naukowców oraz sabotowanie wszystkich eksperymentów z zakresu badań podstawowych. Jeżeli przyjmiemy, że autor książki jest jak ów „empatyczny” Trisolianin – ktoś, kto zna i rozumie zamiary oraz sposób działania swojej cywilizacji wobec konkurentów – można bez trudu zinterpretować jego dzieło jako ostrzeżenie dla świata zachodniego. Chiny są „zbyt daleko”, by pozwolić sobie na bezpośrednią konfrontację, dlatego przyjęły strategię mającą na celu wywarcie miękkiego i „niezauważalnego” wpływu na Zachód, który ma skutkować opóźnieniem jego rozwoju. Strategia ta jest widoczna gołym okiem, jednak „zauroczeni” Trisolianami „zdrajcy” widzą w interwencji Obcych coś na kształt „wybawienia” ludzkości od jej największego problemu – czyli jej samej. Pozostali członkowie cywilizacji zachodniej są szantażowani lub dezinformowani, jakoby Chińczycy mieli dobre zamiary i działali w imię dobra całej ludzkości. Najlepiej widać to w niebotycznym hałasie generowanym w kontekście zmian klimatycznych. Wrzawa ta najlepiej rezonuje na Zachodzie, zwłaszcza w Unii Europejskiej i ma swoje odbicie w decyzjach podejmowanych przez rządzących. Nakręcona spirala głębokich zmian, mająca na celu radykalną redukcję emisji CO₂, rzekomo zagrażających istnieniu ludzkości, bezlitośnie uderza w fundamenty rozwoju i dobrostanu cywilizacji zachodniej. Europejscy liderzy prześcigają się w szkodliwym dla swoich obywateli dążeniu do utopii zeroemisyjności, wmawiając sobie i światu, że jest to konieczne. Chińczycy im przyklaskują, zachęcają i obiecują, że również pójdą tą drogą. Podobnie jak Trisolianie wykorzystali podstęp i miraże, aby powstrzymać rozwój ludzkości, tak samo adwersarze cywilizacji zachodniej otumanili umysły mieszkańców Europy infekując ich racjonalne myślenie i zanurzając je w covidowej mgle. A przecież fakty są nagie i krzyczą nam prosto w twarz. Nikt poza Europą nie przejmuje się emisjami dwutlenku węgla. Nikt poza Europą nie ogranicza tych emisji. Nikt poza Europą nie buduje utopijnego systemu energetycznego opartego na niestabilnych źródłach energii. Chiny budują – i planują budowę – tysięcy nowych elektrowni węglowych. Przejmują kontrolę nad większością zasobów krytycznych dla rozwoju technologicznego. Wzmacniają „covidową mgłę” i dla własnego zysku inwestują w produkcję technologii odnawialnych, które eksportują do Europy, jeszcze bardziej pogrążając ją w energetycznym i ekonomicznym chaosie. Nasuwa się zatem pytanie: czy trwa ukryta faza inwazji Trisolian na Europę? Czy umysły i portfele rządzących nami elit zostały „zwerbowane” przez Trisolian, co znajduje odzwierciedlenie w forsowaniu – z pełną premedytacją – polityki niekorzystnej dla społeczeństw Zachodu, której celem jest zatrzymanie ich rozwoju? Bo, jak ostrzega nas „empatyczny” Trisolianin Cixin Liu, następnym etapem będzie inwazja pełnoskalowa, której skutkiem będzie redukcja ziemskiej cywilizacji do roli skansenu, a jej mieszkańców – do roli służby.
: Data Publikacji.: 05-09-25
: Opis.: Skarby, wikińscy wojownicy i legenda Wolina. Czy Jómsborg naprawdę istniał? Świat wikingów ma w sobie coś tajemniczego i pierwotnego, co fascynuje i pociąga nas od dawna, a w ostatnich latach przeżywa prawdziwy popkulturowy renesans. Od popularnych seriali "The Last Kingdom" czy "Wikingowie" z Travisem Fimmelem w roli legendarnego wodza Ragnara Lodbroka, przez Thora regularnie machającego Mjolnirem i jego "pobratymców" w uniwersum Marvela, po wirtualne potyczki w "Assassin's Creed: Valhalla" czy jednej z najlepszych gier wideo w historii, czyli God of War. A co jeśli powiem wam, że nie potrzebujecie wcale wirtualnych mediów, żeby na własnej skórze poczuć prawdziwy klimat wikingów? Bo choć brzmi to niewiarygodnie, wikingowie dwukrotnie zawitali na ziemie, które dziś nazywamy Polską i to nie jako przelotni goście. Pierwsza fala ich obecności przypada na przełom VIII i IX wieku, kiedy to wikińskie łodzie przybiły do wybrzeży Bałtyku. Niedaleko dzisiejszego Elbląga powstała wówczas osada Truso - tętniący życiem port handlowy, będący jednym z ważniejszych punktów na mapie wikińskich szlaków. Nieco dalej na zachód, w rejonie dzisiejszego Kołobrzegu, rozwinął się zaś kompleks Świelubie-Bardy, który jest kolejnym dowodem na to, że wikingowie nie tylko handlowali i grabili, ale też osiedlali się na stałe. Perły, srebro i inne kosztowności. Wielkie odkrycie z czasów wikingów Jómsborg, czyli nordycka Sparta? Druga fala nordyckiej ekspansji nadeszła około połowy X wieku i skupiła się na okolicach wyspy Wolin, która według średniowiecznych przekazów skrywa wiele wikińskich skarbów będących pozostałościami po mitycznej twierdzy nordyckich wojowników, Jómsborg. Miała ona powstać w celu ochrony duńskich wpływów w kraju Słowian - pierwszy napływ wikingów miał wprawdzie miejsce, gdy jeszcze nie istniał, ale drugi przypada już na rządy Mieszka I. Warto tu zaznaczyć, że źródła różnią się w niektórych kwestiach dotyczących Jomswikingów, bo o nich właśnie mowa, dlatego wyróżnia się dwie wersje tradycji. Według starszej założycielem Jómsborga miał być król Harald Sinozęby, a według nowszej legendarny jarl Palnatoki. Obie zgadzają się jednak co do tego, że miejsce to zamieszkiwali elitarni wojownicy wyznający surowy kodeks - nie wolno im było okazywać strachu, brać udziału w prywatnych waśniach, ani przynosić wstydu braciom broni. Brzmi zbyt pięknie, literacko wręcz? Tak samo myśli część współczesnych historyków, którzy przekonują, że Jómsborg jest jedynie literackim tworem i próbą budowania wikińskiego mitu idealnych wojownikach. Słowianie na drodze do Biznacjum Inni twierdzą jednak, że Jómsborg istniał naprawdę i skłaniają się ku wersji, że stanowił bazę wypadową wikińskich wypraw nad Morze Czarne. To właśnie bogactwa świata bizantyjskiego miały kusić wojowników z Północy, ale żeby do nich dotrzeć, koniecznie było korzystanie z systemów rzecznych Europy Wschodniej, a co za tym idzie odpowiednie "relacje" z lokalnymi społecznościami. Źródła mówią, że celem wojowników rezydujących w osadzie były zbrojne starcia i najazdy, które doprowadziły do opanowania regionu i w konsekwencji powstania grodu, który z czasem stał się rozległym miastem z fortecą i dużym portem, strzegącym duńskiego panowania nad podbitymi terytoriami. Dowody? Badacze bez większych sukcesów szukają ich od dziesięcioleci (próbowali nawet naziści!), ale w ostatnich latach temat znów wrócił na naukowe salony. Najpierw za sprawą Curmsun Disc, czyli krążka o średnicy 4,5 cm z inskrypcjami wspominającymi króla Halalda Sinozębego jako władcę Duńczyków, Skanii i twierdzy Jomsborg, który uczennica polskiego pochodzenia pokazała nauczycielowi w Szwecji. Znajdujący się w posiadaniu jej rodziny obiekt miał zostać odnaleziony w latach 1840-42 jako część wikińskiego skarbu odkrytego w kryptach piwnicznych zrujnowanego kościoła w miejscowości Wiejkowo na Pomorzu, wówczas należącym do Prus, a dziś terenie gminy Wolin. Odkrycie grobu Haralda Sinozębego. Przedwczesna ekscytacja Duński król pochowany w polskiej wsi? Nowe odkrycie archeologów Curmsun Disc i Gesta Wulinensis Lokalizacja ta znajduje się tuż na wschód od rzeki Dziwna, w pobliżu miejsca, gdzie miał znajdować się Jomsborg. Tyle że środowisko naukowe ma poważne wątpliwości co do jego autentyczności, zwłaszcza że nie przypomina on żadnego znanego artefaktu z epoki wikingów (nosi raczej cechy bizantyjskich monet i pieczęci), a precyzyjne datowanie złotych przedmiotów jest niemożliwe. Według numizmatyka, dr. hab. Mateusza Boguckiego, prof. IEA PAN, krążek jest falsyfikatem i wytworem XVIII-XIX w. miłośników historii starożytnej. Drugim znaleziskiem jest kontrowersyjna kronika Gesta Wulinensis ecclesiae pontificum, a konkretniej notatki rzekomo opracowane na podstawie tego nieznanego źródła opisującego dzieje chrześcijaństwa na Pomorzu od X do XII w. i podającego dokładne współrzędne Jómsborga, nieopodal miejscowości Paprotno na wyspie Wolin. Odkryli je w Szwecji pod koniec 2019 r. w archeolog Sven Rosborn oraz Tomasz Sielski - członek rodziny będącej w posiadaniu Curmsun Disc, co z miejsca zapaliło lampki ostrzegawcze. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym przypadku każdy rozgłos się przydaje, bo skłania kolejne instytucje do wzmożonych prac archeologicznych w okolicy. Jómsborg istniał, ale trochę w innym miejscu Wystarczy tylko wspomnieć, że w 2021 roku archeolog dr Wojciech Filipowiak z Pracowni Archeologicznej przy Ośrodku Archeologii Średniowiecza Krajów Nadbałtyckich przeprowadził kampanię prewencyjnych wykopalisk archeologicznych na terenie, który wkrótce zostanie zabudowany. Ujawniły one liczne pochówki oraz zwęglone ślady drewnianych konstrukcji, które jego zdaniem są śladami wypalonego wału obronnego z X wieku, świadczącego o obecności na tym miejscu ufortyfikowanego grodu wyposażonego w faktorię handlową, czyli dowodem istnienia Jomsborga. Tyle że nie w samym Wolinie, ale na Wzgórzu Wisielców położonym na południe od Wolina, na wzniesieniach nad Dziwną. To rezerwat archeologiczny z cmentarzyskiem kurhanowym z VIII lub IX wieku, gdzie w okresie średniowiecza odbywały się publiczne egzekucje, od których wzięła się nazwa miejsca. (...) na całej dokumentacji zgromadzonej przez społeczność naukową, dzięki tym różnym wykopaliskom, opieram swoje twierdzenie, że istnieje szansa, że Jomsborg nie został założony w Wolinie, jak do tej pory sądzili historycy, ale w pobliżu I choć w późniejszej rozmowie z New York Times, na którą powołuje się National Geographic, zaznacza, że nie można jeszcze z całą pewnością stwierdzić, iż odkryte przez niego ślady fortu są związane z legendarną osadą, to bardzo chciałby, żeby tak było: "Debata na temat lokalizacji Jomsborga lub tego, czy naprawdę istniał, toczy się od wielu lat. Mam nadzieję, że pomogę ją zakończyć. I wygląda na to, że faktycznie będzie miał okazję, bo w okresie 2025-2027 wyspa Wolin ponownie stanie się punktem centralnym zainteresowania naukowców z całej Europy. Wspólny projekt badawczy Instytutu Archeologii i Etnologii PAN oraz Uniwersytetu Aarhus w Danii ma na celu rozwikłać tajemnice legendarnej twierdzy i sprawdzić, jak głęboko sięga nordycko-słowiańskie dziedzictwo tej ziemi. To właśnie z tej współpracy może narodzić się odpowiedź na pytanie, które przez lata dzieliło historyków… czy Jomsborg istniał naprawdę? Ale zanim się dowiemy, możemy wybrać się na wyspę Wolin, żeby podziwiać znalezione w okolicy wikińskie biżuterię, srebro i artefakty, a nawet całą "wioskę wikingów" od 2003 roku prowadzoną przez stowarzyszenie Centrum Słowian i Wikingów "Wolin-Jomsborg-Vineta". Mało? W dniach 31 lipca-3 sierpnia 2025 r. na terenie wyspy odbywa się doroczny Festiwal Słowian i Wikingów, gdzie czekają pokazy dawnego rzemiosła, walki, a także degustacje średniowiecznego jedzenia, które pozwolą choć na chwilę wskoczyć w buty nordyckiego wojownika. https://pl.wikipedia.org/wiki/Jomsborg Jomsborg – legendarna osada wikingów u ujścia Odry. Pojawia się w źródłach z XII—XIII wieku, ale niektórzy historycy podważają wiarygodność sag skandynawskich jako źródeł historycznych. Najpełniejszy przekaz o Jomsborgu zawiera anonimowa Jómsvikingasaga z początku XIII wieku. Powstanie osady Nie jest jasne, kiedy miała powstać osada ani kto był jej założycielem. Prawdopodobnie o Jomsborgu pisał Adam z Bremy, kiedy opisywał osadę Jumne. Część źródeł, takich jak: Fagrskinna, Knytlinga saga i Saxo Gramatyk, wskazują na króla Danii Haralda Sinozębego, z namiestnictwa którego Jomswikingami dowodził Szwed Styrbjörn. Z kolei Jómsvikinga saga, Saga o Olafie Tryggvasonie i Eyrbyggja saga sugerują jarla Palnatokiego, który miał otrzymać w tym celu ziemię od władcy słowiańskiego Burysława. Ponieważ teksty te powstały w drugiej połowie XIII wieku i zawierają wiele podobieństw do Jómsvikingasagi, przyjmuje się, że była ona źródłem informacji dla ich autorów. Natomiast rozbieżności dotyczące założyciela Jomsborga mogą wynikać z tego, iż opierano się na jednej z młodszych wersji Jómsvikingasagi, która swoje źródło mogła mieć w jednym z wcześniejszych, dziś zaginionych tekstów. Z kolei Fagrskinna czy Knytlinga saga wzorują się na najstarszej, niezachowanej do dziś wersji Jómsvikingasagi, która wskazywała Haralda Sinozębego jako założyciela Jomsborga. Wszystkie źródła mówią natomiast o bardzo podobnym motywie założenia osady, którym miały być zbrojne starcia i najazdy wymierzone w Słowian. Wyprawy te doprowadziły do opanowania Vindlandu i w konsekwencji do powstania grodu, który początkowo funkcjonować miał jako wojskowy obóz. Według sag Jomsborg stał się z czasem rozległym miastem z fortecą i dużym portem, przy którym znajdowała się kamienna wieża z katapultami. Najstarsze zapiski mówią, że port mógł pomieścić trzy statki, ale w późniejszych tekstach jest wzmianka o 360 okrętach. Osadę zamieszkiwała zbrojna grupa wojowników zwana Jomswikingami, która miała za zadanie strzec duńskiego panowania nad okolicznym terytoriami. O jej kształcie i działaniach decydował zarządzający grodem jarl. Z czasem Jomswikingowie zaczęli podbijać także sąsiednie ziemie oraz najeżdżać wybrzeża Danii i Norwegii. Ostateczny kres ich działalności położył w XI wieku Magnus Dobry, który najechał i zniszczył Jomsborg. Z Jomsborgiem łączy się także postać norweskiego króla Olafa Tryggvasona, który miał tam spędzić trzy lata. Badania archeologiczne Pierwsze badania archeologiczne przeprowadzili na Wolinie w latach 30. XX wieku badacze niemieccy pod przewodnictwem K.A. Wildego. Po II wojnie światowej wykopaliskami zajęli się polscy archeolodzy, którzy odkryli „kompleks miejski” z częścią handlową, przystanią portową oraz cmentarzyskiem. Według archeologów osada powstała na przełomie VIII i IX wieku. Wśród odnalezionych przedmiotów były m.in. elementy uzbrojenia, naczynia ze steatytu, ozdobne amulety, tabliczka z napisem runicznym, fragmenty łodzi oraz drewniany dysk pełniący prawdopodobnie funkcję kompasu. Zobacz też Burysław Truso Wikingowie Wineta Przypisy Aron J. Guriewicz: Wyprawy wikingów. Warszawa: Wiedza Powszechna, 1969, s. 74. Jerzy Strzelczyk: Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian. Poznań: Rebis, 2007, s. 86-87. ISBN 978-83-7301-973-7. T. D. Kendrick: A History of the Vikings. Courier Dover Publications, 2004, s. 179. ISBN 978-0-486-43396-7. (ang.). J. Megaard. Studier i Jómsvikinga sagas stemma. Jómsvikinga sagas fem redaksjoner sammenlignet med versjone i Fagrskinna. Jómsvikingadrápa, Heimskringla og Saxo. „Arkiv for Nordisk Filologi”. 15, s. 152-182, 2000. Hans Ræder, Jørgen Olrik: Saxonis Gesta Danorum. Levin & Munkesgaard, 1931, s. 271. R. Chartrand, Magnus Magnusson, Ian Heath, Mark Harrison, Keith Durham: The Vikings: Voyagers of Discovery and Plunder. Osprey Publishing, 2006, s. 90. ISBN 1-84603-087-0. (ang.). Tomasz Ważny, Dieter Eckstein. Dendrochronologiczne datowanie wczesnośredniowiecznej słowiańskiej osady Wolin. „Materiały Zachodniopomorskie”. 33, s. 147-159, 1987. B. M. Stanisławski. Dysk drewniany z Wolina, jako kompas słoneczny- następny krok w badaniach nad wczesnośredniowieczną nawigacją. „Materiały Zachodniopomorskie”. 46, s. 157-176, 2000.
: Data Publikacji.: 05-09-25
: Opis.: 20250804 AD. Chcieli po cichu manipulować pogodą. Wielka afera o tajny eksperyment. Tajny projekt przyciemniania Słońca ujawniony © Provided by Spider's Web Czy próbując uratować Ziemię, ryzykujemy jeszcze większą katastrofą? Ujawniono plany amerykańskich naukowców, którzy chcieli przetestować technologię przyciemniania słońca nad ogromnym obszarem oceanu. Eksperyment wywołuje skrajne emocje i oskarżenia o brak transparentności. Tajny projekt ujawniony przez media pokazuje, jak blisko jesteśmy granicy między ratowaniem klimatu a igraniem z naturą. Jak miał wyglądać tajny eksperyment nad Pacyfikiem? Jak czytamy na łamach Futurism, naukowcy z Uniwersytetu Waszyngtońskiego przy współpracy z firmą SilverLining oraz organizacją SRI International przez ostatnich kilka lat pracowali nad testem, który obejmowałby aż 10 tys. km² powierzchni. Jego głównym celem miało być wprowadzenie do atmosfery cząstek rozjaśniających chmury, co zwiększyłoby ich zdolność odbijania promieni słonecznych, a tym samym mogłoby prowadzić do lokalnego spadku temperatury. Eksperyment miał zostać przeprowadzony nad wodami u wybrzeży Ameryki Północnej, Chile lub południowej Afryki. Ważną rolę w procesie odgrywać miało tzw. rozjaśnianie chmur morskich, czyli technologia polegająca na rozpylaniu w atmosferze aerozoli odbijających światło. Alameda jako poligon doświadczalny Zanim jednak projekt osiągnąłby pełną skalę, naukowcy planowali niewielki test pilotażowy w Alamedzie w Kalifornii. Na ich drodze stanęły jednak lokalne władze, które nie zostały uprzedzone o planowanych działaniach. Pracownicy naukowi tłumaczyli, że nie zamierzali zmieniać pogody ani klimatu, lecz jedynie chcieli przetestować technologię na bardzo ograniczonym obszarze. Eksperci, m.in. prof. Sikina Jinnah z Uniwersytetu Kalifornijskiego, skrytykowali brak zaangażowania społeczności lokalnych w proces decyzyjny. Ich zdaniem tak duży projekt powinien od samego początku być przejrzysty i dokładnie przekonsultowany społecznie. Polityczne bagno i teorie spiskowe Temat geoinżynierii, czyli wielkoskalowej modyfikacji pogody, od dawna budzi kontrowersje i emocje. Krytycy wskazują, że skutki takich eksperymentów mogą być nieprzewidywalne, a manipulowanie klimatem to igranie z klimatyczną równowagą. Pomysł przyciemniania słońca jest też zapalnikiem dla wielu teorii spiskowych, nawet wśród polityków. Administrator Agencji Ochrony Środowiska USA, Lee Zeldin, rozważał zapisy legislacyjne dotyczące tzw. chemtrails (smug chemicznych), które opierałyby się głównie na obalanych przez naukowców teoriach spiskowych. Chińczycy mają dość suszy. Będą modyfikować pogodę Pomimo krytyki zwolennicy badań nad technologiami chłodzenia klimatu przekonują, że nie możemy zamykać się na żadne zaproponowane rozwiązania, które uspokoiłyby nasz klimat. Kryzys klimatyczny postępuje znacznie szybciej, niż wdrażana jest polityka dekarbonizacji, dlatego powinniśmy rozważać nawet najbardziej radykalne środki.
: Data Publikacji.: 04-09-25
© Web Powered by Open Classifieds 2009 - 2025