Rombacha
- Kraj:Polen
- : Język.:polski
- : Utworzony.: 02-04-16
- : Ostatnie Logowanie.: 07-01-22
Jestem se Rombacha, śmieję się hahaha!
: Opis.: Js.dzzizz SYSTEM LICZBOWY LICZB NATURALNYCH Z tymi nieskończonościami jest zawsze duże zamieszanie. To dlatego, że nie są rozumiane przez ludzi. Uważa się, że zbiór liczb naturalnych jest nieskończony, bo do liczby dowolnej można dodać jeden i uzyskać następną , inną liczbę. Stosując zasadę indukcji matematycznej można ten proces powtarzać dowolną ilość razy dochodząc do coraz to większych liczb naturalnych. I bardzo dobrze! Ale przecież nic nie wiemy o charakterystyce liczb naturalnych. Po co są i jakie mają inne cechy prócz modulo zero w grupie addytywnej i jedynce jako podstawowym schodku wznoszenia. Dla mnie liczby naturalne są zbiorem skończonym i dążącym do dużej jedynki w następnym wymiarze. Dzieje się tak dlatego, że ilość liczb pierwszych jest zbiorem skończonym , a odległość między ostatnią i przedostatnią liczbą pierwszą jest przynajmniej taka , jak między przedostatnią liczbą pierwszą a zerem. To chyba oczywiste, że gdy taka sytuacja ma miejsce, to chociaż można zawsze dodać jedynkę do jakiejś liczby naturalnej, to jednak niema to sensu, gdyż zbiór liczb naturalnych kończy się wraz z ostatnią liczbą pierwszą. Ostatnia liczba pierwsza może być traktowana jako duża jedynka, gdzie cała sytuacja powtarza się od nowa. Tzn. występuje tam duża dwójka itd......, będące odpowiednikami dotychczasowego zbioru liczb naturalnych tylko w powiększeniu o odpowiedni wskaźnik. Mała od dużej jedynki jest tyle razy większa ile liczy sobie ostatnia liczba pierwsza. Jest to nadprzestrzeń naturalna. Zawsze można powiedzieć, że liczby pierwsze idą w nieskończoność. Ale to nie ma sensu, gdy odległości pomiędzy dwoma kolejnymi liczbami pierwszymi spełniają warunek podany powyżej. Jeśli tak jest , to nie ma sensu mówić tu o nieskończoności, bo to zwykły wybieg żółwi podpierających kulkę Ziemi. Podobnie odcinek jest skończony a jednak zawiera nieskończenie dużo euklidesowych punktów a dzieci zawsze dziwią się jak to możliwe, że cała prosta składająca się z nieskończonej ilości odcinków ma dokładnie tyle samo nieskończenie małych punktów co odcinek, który też topi w sobie nieskończoność itd.... Po co te nieporównywalne skończoności i ograniczone nieskończoności? _d9lE5PqpvU vzeqRuj_4ho : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS084
: Data Publikacji.: 08-03-25
: Opis.: Dz.jzepaaa CELOWOŚĆ ZACHOWAŃ MASY Kąpiąc się w płynie w dniach październikowych obserwując piany jak ciągną ku sobie i łączą się na powierzchni wody wspominałem podciśnienie Bernouliego i rurki Pitota. Prędkość przepływu wywołująca podciśnienie doprowadza masy do zbliżenia. Gdy się już zetkną, to nie mogą się oderwać od siebie, gdyż lepkość im na to nie pozwala. Lepkość to grawitacja. Środowisko na około dwóch obok siebie będących mas traktuje je jako intruzów omijając swoimi przepływami masę – ciało obce. Masa jako zamknięty układ strzałek nie przepuszcza przez siebie działań ośrodka (strzałek nie zamkniętych). Lepkość? Aby masa od masy mogła się oderwać potrzebne są niezamknięte strzałki, które wejdą w lukę pomiędzy oddalające/ odsuwające się od siebie masy. Dlaczego strzałki niezamknięte miałyby się akurat tam wpychać? Przecież one już dążą do uprzednio wycelowanych kierunków i celów? Musi być wola i moc boczna , niezależna, prowadząca siłę na masę (więc pochodząca od masy), lub wola i moc środowiska, co tylko jest możliwe. Gdy więc wola i moc dążenia do kierunku i celu wynika z masy, to oznacza, że masa staje się środowiskiem wtórnym o swej woli i mocy równej ilości masy krytycznej podzielonej na ilość kierunków dążenia. Masa krytyczna jest więc zamkniętym układem strzałek, który przez swoje skomplikowanie potrafi wykształcić i zmieniać w sobie małe zamknięte układy strzałek. Znaczy to, że tylko masy krytyczne będące w swej obszarowości już homologami ośrodka działają jak ośrodek sam w sobie wytwarzając cele i kierunki w postaci strzałek wchodzących na miejsce odstępujących od siebie mas. Gdy masy umieją zauważyć zmiany celów i wytwarzanych strzałek, to mogą działać celowo i „myśleć”. Gdy cele zmieniają się okresowo lub arytmetycznie , lub innym rodzajem ciągu, to mamy do czynienia z „głupim czasem.” Czy to znaczy, że jeśli układ masy wyzeruje wszystkie swoje strzałki w zasięgu chcianym, to nie będzie powiązany z resztą obszaru masy? Jeśli nie przejdzie przez niego żadna strzałka?!!?!!? Gdy będzie umiał sam wyznaczyć sobie cel i dążenie. Zawiruje swoimi strzałkami tak , by stać się aktywnym. (WTEDY ! PRZESTANIE ! NA MOMENT BYĆ ! MASĄ! I STANIE SIĘ! CZYNEM! STRZAŁKĄ! ZBOGIEM!) będzie przemieszczał się w/g swoich dążeń. QED. Gdyby przykleić punkt obcy do masy, aby wyzwolić nową myśl w masie. Tymczasem, gdy jeden obszar masy chce się oddzielić, to drugi podąża za nim i tworzy się dipol obracający się wokół wspólnego środka. Jednak to nie masy nadały mu takie zachowanie lecz środowisko zmuszające swą obecną wciąż fizyką do takich efektów zachowań. To nie dipol się kręci lub drga , lecz środowisko nim powoduje. Nie mogę o tym zapomnieć. Nie ma czegoś takiego jak podciśnienie lub siła ciągnąca . Jest natomiast ciśnienie, napór i siła pchająca. Dlatego dipol nie kręci sobą , lecz to środowisko napierając wokół wywołuje efekty ssące dipoli, udając, że się ciągną. Dlatego też nie możliwe jest istnienie tylko jednego bieguna bez drugiego. A jeśli wyjmiemy magnes ze środowiska , to przestanie mieć jakiekolwiek bieguny. Ciągle te przewężenia Bernouliego. Samodomykające się klapy wentylacyjne i ściągające ku sobie statki na morzu. Prędkości przepływów i ich różnice. Do.jd.dzziaaa Myślące konglomeraty? Apage satanas powiedz albo lepiej. Pomnij na glinę, która twoją matką. O słodka Isztar, kochanko mojego ciała ! EuREhd4HNbQ w09uyxG4bJw eLGpZc3J1Ro : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS083
: Data Publikacji.: 08-03-25
: Opis.: KASETY Otoczyli domek. Obeszli na około i stanęli za siecią. - Jaja sobie robisz? - Powiedział Hombre do Rico. - Posiedzisz sobie. - Rico uderzył deską wartownika. Odsłonił jakieś blachy, pod którymi pokazał się stary volkswagen garbus. - Jedź już, życie czeka! - Rzucił kluczyki a Hombre wgramolił się do brudnego wnętrza. - Postawmy ten plan na głowie. - Jaja sobie robisz? - Spytał Rico. - Jedź i załatw sprawę. Odpowiada ci wóz? - Odpowiada, a czym innym da się tam dojechać? – Hombre odburknął wciskając sprzęgło. Rico pomachał i zwołał swoich do odjazdu. Za zakrętem zatrzymała go Carolina i szybko, chyłkiem by jej nikt nie widział wtarabaniła się wkładając bańkę z paliwem do tyłu. - Nie ma po drodze gdzie zatankować. Nie dojedziesz na jednym baku. - Ależ z ciebie suka. - Hombre był zadowolony, że się zjawiła. - Postaw na mnie na loterii. Co z Mariolo? - Jest zmęczony, spłukany i wystraszony. A żona Rica? - To ona sama przyszła. Opowiedziała im o jej synach, jak dostała od Tiago walizkę walizkę z głowami. – Carolina spoglądała niby na drogę. - Nie przysyłaj jej tutaj. - Rozsądek mi to nakazuje, przecież ona chce mnie skasować! Jakbyś ją sprawdził, informacje mogły by się przydać. - Stwierdziła. Hombre, delikatnie mówiąc, nie dowierzał żonie Rica. Musiał mieć dziwną minę bo Carolina spytała cicho. - Chcesz się pomodlić? - Jestem mało religijny. - Znałam gościa, którego biblia na piersiach zatrzymała kulę. - Co ty? - Gdyby miał drugą biblię...Ale był zbyt religijny i biblia nie leżała mu na wątrobie? - Na wątrobie? - Spytał bez przekonania. - Miał cienki wąsik i czarny głosik, a może odwrotnie, gdy umierał. - Rozczuliła się. - Nikt nie żyje wiecznie. - Skwitował głucho. - Elvis próbował. - Zaryzykowała Carolina. Dojechali nad ranem, gdy mieścina była w przymrozku i oparach. Lotnisko było wzdłuż szosy, ale minęli je i udali się w zawiły labirynt uliczek, gdzie bocznymi drogami dotarli do małego banku. Miasto spało jeszcze, ale w drzwiach banku czekał chudy człowieczek w okularach jak denka butelek. - Senior Hombre! Witam, proszę za mną. - Zniknął w cieniu. Poszli za nim a on pchał już na kółeczkach wielkie paczki. Pomógł załadować wszystko do garbusa. Hombre wiedział, że z takim obciążeniem nie pojadą za szybko. Podjechali na lotnisko, gdzie był umówiony pilot. Samolot czekał i przenieśli paczki do boxu transportowego w avionetce. Zobaczyli kilka postaci biegnących w ich kierunku od strony wieży. Carolina pokazała na pilota, który zbliżał się do budki. - Nie chojrakuj ! Odejdź od alarmu. - Gdzie twoje przełożone? - Krzyknęła Carolina. Hombre delikatnie wskazał mu miejsce za sterami. Pilot zrezygnowany rozpoczął start i samolocik trzęsąc i prychając zaczął kołować po pasie. - Strzelimy se po jednym? - Spytała Carolina pokazując na biegnących. - Tylko bez rozbryzgów. Ostatni trochę się rozprysł. - Zażartował Hombre. Pilot się posikał i zaczął nerwowo meldować. - D5 połącz. Echo, echo, echo, papa, zero, nordpol. - Dwójka, kołuj, nie startuj! - Rozkazał głośnik. - Zatrzymaj go!... - Słychać było krzyki operatorów w wieży. - To ten, tutaj.... – Jeszcze strzępki rozmów i wszystko ucichło. Wznieśli się w górę tak ostro, że ludzie na dole poupadali w różne strony i już po chwili ryk silników przeszedł w ciągły rytm. Miasto znikło w dole i Hombre namyślał się, kto chciał przejąć ich ładunek. Carolina trzymała pilota na muszce i dyktowała kurs zmieniwszy ustalony azymut. Wyjęła mapę z półeczki kokpitu i linijką od róży azymutu wyznaczyła nową kreskę do następnej róży. Kurs podała pilotowi biorąc poprawkę ośmiu stopni nordnordwest w tym klimacie na odchylenie busoli przy włączonym odmrażaniu skrzydeł. Mała maszyna szła ciągiem za gwałtownie, ale pilot twierdził, że sobie poradzi. Hombre pociągał rum a gdy po pół godzinie zbliżyli się na odległość radiową zaczął wywoływać lądowisko. Poza trzaskami nie było nic słychać. Przesiadł się na fotelik obok pilota. - Nie ma kontaktu z wieżą. – Gadał pilot. - Przełącz radar i odmrażanie skrzydeł inaczej błąd, będziemy mieli nawet dziesięć stopni na północ. Wyruguj błąd odczytu busoli. Odchylenie nordnordost. - Pilot zrobił to tym chętniej, że paliwo kończyło się a byli wciąż nad chmurami. Widząc dziurę w chmurach a w niej małe kwadraciki pól zanurkowali i znaleźli się pod pułapem. Lądowisko wyglądało jak plac defilad. A więc byli oczekiwani. Podnieśli się jeszcze raz i zawrócili nad chmurami na zachód. Widzieli jak startuje za nimi helikopter rządowy, ale postawili na szybkość. Wylądowali na zwykłej szosie i wbili się samolotem w zieloność. Zamaskowali go jak tylko się dało. WGTOoUllFvE sttzQF3Bzps TfFwdzwbua0 Czekali do zmierzchu. Helikopter przeczesywał okolicę, ale w końcu odleciał. Wyjechali na szosę i jadąc na kołach dojechali kilka kilometrów szosą do następnej wsi. Wjechali do mechanika i kupili starą zdezelowaną ciężarówkę. Pilot zdecydował się jechać z nimi dalej. Widać, znudziło mu się obwożenie poczty i turystów. Nie był też potrzebny. Carolina podjeżdżała tyłem a Hombre otwierał luk ładunkowy awionetki. - Podejdź bliżej. Bliżej,.... jeszcze... - Odetnij kłódki. - Pilot przydał się na coś wreszcie. - Zahacz kasetę na linkę. Włącz wyciągarkę. - Uważaj aby na szynie nie było liny. Leci do czasu. Zwiąż tych sześć kaset razem. - Związałem linkami. - Potwierdził. - Dobra, dobra, przebieramy się. - Krzyknął Hombre. - Załóż tez czapeczkę obsługi lotniska. - Kombinezon, nie, kurtkę. - Powiedziała Carolina. - Nauszniki i lizaki. Tak, zatknij za połę kurtki. Plakietki rozpoznawcze. - Są. - Potwierdził pilot. - Daj jedną. - Pakujmy się. Domknij pokrywę. Pokrywa! - Jedźmy, jedź! - Wreszcie. - Coś taki nerwowy? Adrenalina czy strach? - Spytała pilota Carolina wyrzucając jego posikane spodnie. Pilot skwasił się w uśmiechu ale nie rzekł nic. - Załóż okulary. - Przecież mam. - Chciałem powiedzieć, zdejmij je z oczu i załóż na pasku na piersi. Jechali tak jakiś czas aż dotarli do lotniska. Ciągle było tam pełno wojska jakby szukali ślizgających się myszy. - Na dziesiątej wojskowy łazik. Skręcaj! - Krzyknęła Carolina. - Co ty? Nie w tę stronę! - Poprawiał Hombre. - Co jest? - Skręcaj im na spotkanie. - Spokojnie powiedział Hombre. - Co ty? - Jedź prosto na nich! - Krzyknęła. - Na spotkanie? - Tak! Żuj gumę. Prosto. Patrz na drogę. - Co dalej robimy? - Udajemy awarię. Ty jedź ze złotem. Spotkamy się w umówionym miejscu. - Do zobaczenia aligatorze! Nie pękaj, to nie koniec. - Do zobaczenia. - Już jest pomoc drogowa! - Krzyknął Hombre do żołnierzy. Machnęli aby przejeżdżać szybko. - No co ty? - Obruszył się pilot widząc, że Carolina celuje do niego. - Ruszaj się. To na wszelki wypadek. - Mam cię kopnąć w kostkę? - Dodała. - Tylko nie przesadź. - Dobrze się spisałeś. Niezła ze mnie szuja. Staniemy na jednego. - Uśmiechnęła się wreszcie do pilota. - Nie jedziemy tam. Jedziemy pod tamten samolot. - Hombre wskazał ośmioosobową, dwusilnikową awionetkę, która gotowała się do startu. Weszli na pokład zanim wieża zorientowała się, że ktoś dosiadł się do samolotu. - Ani słowa ! - Syknęła do pilota Carolina. Pilot odzyskał już humor i potaknął głową chętny na ciąg dalszy. Hombre poszedł zapłacić obsłudze awionetki, mijał ludzi siedzących z tobołkami na kolanach i trzymających na sznurku kozę. Carolina i pilot siedzieli w ubraniach bagażowych na skrzynkach, które z trudem władowali i spięli pasami. Wylądowali wreszcie w bezpiecznym, obcym mieście. Teraz należało wrócić do domu. iNkAaqmLyxQ Z0MpNP_M4SQ PbeLaKTSM-E : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS082
: Data Publikacji.: 08-03-25
: Opis.: POPOŁUDNIE ZWALNIA. o.i.daaiaazz Kojący powiew orzeźwiającego powietrza daje spokój i przemyślenia same nasuwają się między herbatą a plastrem cytryny. Okruchy z ciastka spadają na koszulę jak tynk z dekadenckich budowli. Mrówki brną w miodzie. Popołudnie zwalnia zegary i jednoczę się ze wszystkimi nagrzanymi słońcem meblami. Słyszę bujanie hamaka. Wiem, że galaretka rozpuszcza się na biszkopcie z truskawkami. Potem zjawiają się one. Wizje mają różowo brązowe kolory i są jak stare fotografie. Niektóre elementy są nieruchome a innymi poruszam jak chcę. Podają sobie rączki przyrzeczeń. Potem tło ciemnieje i prawie nie widzę już realnego świata. Kawałki wizji stają się wyrazistoczarne i mają białe negatywowe cienie i krawędzie. Potem czarny kolor jarzy się nagle ostroróżowymi, matowymi, landrynkowymi zorzami. Pomiędzy nimi wychodzą półkształty i też podają sobie rączki spokrewnień. Kształty wydłużają się niczym siwe, szpiczaste brody i splatają się w nowe, wirowane geometrie. Kolory migają i na szarym tle pojawiają się żółto pomarańczowe rozwiązania. To już koniec myślenia. Koniec wizji. Teraz następuje zastąpienie tego wszystkiego nieudolnymi słowami i skojarzeniami. Teraz wnioski wypełniają kolorowe kształty. Słowa i uczucia mylą i przeplatają się wzajem. Popijam niespokojnie herbatę próbując, kolory, poustawiać jak należy. Nie ma takich słów aby opowiedziały to, co widziałem. Nie ma takich pojęć by określić to na raz. Popołudnie znowu przyspiesza i brzęczą owady nad serwisem do herbaty. Świat wraca do mnie. Młode drzewka wkręcają się korzeniami rozsadzając dekadentyzm. Tynk odpada. Sielanka dobiega końca, wianki przywiędły , amory odpięły tasiemki przytrzymujące skrzydła prószone różowym gipsem. Znudzone nimfy poszły obciąć u nóg paznokcie, a harfie wyschły łzy. Melpomena wróciła do swego zwykłego imienia pasującego do jeansu i plastikowych kolczyków. Na trotuarze rozmiękły stare gumy do żucia – rozczulone ciapuchny, próbują kleić się do zakurzonych sandałów turystów. Nadeszła nowa era. To już koniec dekadentyzmu. Te dni właśnie stały się lepsze i mogę pozwolić sobie na extra lemoniadę. Nie muszę się spieszyć ani biegać. Nie muszę używać armatki, ani sprzętu speleologicznego. Nie ładuję akumulatorów przed wyprawą. Nie sporządzam sprawozdań ani wykresów. Nie muszę spotykać pseudo przyjaciół. Nie golę się w cieniu. Zegar patrzy na mnie a nie ja nań. Jem jajka na miękko. Inkaskie przyzwyczajenia powiesiłem między kipu na haczyku. Okulary czyszczę. Klawiaturę laptopa, nie. Szanuję kominiarzy w cylindrach. Szanuję kominiarzy w upale tym bardziej, gdy ubrani na czarno. Wszystkie kmiotki zajmujące się strzepywaniem łupieżu chciałyby może być kominiarzem, ale na czarnym uniformie za bardzo widać łupież. O świcie deszcz. Niedojedzone pierogi leżą ciężko obok widelca. Gcs3wYVAU4o nsqWIMILiHc mPuyDoJoMOY : Poprzedni rozdział: Następny rozdział: : Automat tłumaczył ten tekst na 91 języków z oryginalnego języka polskiego. Tytuł oryginału "Teoria Strzałek" . Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawo autorskie: Jakub Nowak TS081
: Data Publikacji.: 08-03-25
© Web Powered by Open Classifieds 2009 - 2025